Debiutancki album Maty, czyli dlaczego warto zrobić krok w przeszłość przed dwoma w przyszłość?

„100 dni do matury” wydane w styczniu 2020 roku nakładem wytwórni SBM to oficjalny debiut urodzonego w 2000 roku rapera Michała „Maty” Matczaka. Oficjalna część albumu składa się z 16 utworów, ale na krążku znajdują się dodatkowe dwa bonus tracki – „Schodki” oraz „Prawy do lewego”, wydane jako single w lipcu 2019 roku. Album jest swoistym pamiętnikiem z czasów szkolnych, obfitym w historie i emocje towarzyszące człowiekowi w burzliwym okresie dojrzewania.

Przy pierwszym przesłuchaniu albumu, odnosiłem wrażenie dużej niespójności. Dlaczego? Każdy z utworów porusza inny temat, nie potrafiłem zrozumieć ich kolejności na krążku, nie potrafiłem znaleźć prostej, która łączyłaby każdą z piosenek. Brakowało mi tu związku przyczynowo-skutkowego. (Dlaczego 9 utwór to cover „Hallelujah” śpiewany przez artystę będącego dzieckiem?) Jednak po kolejnym przesłuchaniu zrozumiałem, że jest to celowy zabieg. Dorastając, nie wiemy wiele o świecie i mamy bardzo mały wpływ na otaczającą nas rzeczywistość. Jesteśmy bardziej świadkami wydarzeń, aniżeli ich inicjatorami. Nie decydujemy w istotnych sprawach – wyręczają nas z reguły rodzice i nauczyciele. Jednak każde z doświadczeń buduje naszą tożsamość, która zaczyna się klarować pod koniec nastoletnich lat, aby następnie z niej czerpać i na jej podstawie tworzyć naszą przyszłość. Kiedy podszedłem z takim nastawieniem do odsłuchu, był on głębszy i znacznie bogatszy w odczucia.

Opisawszy ogólny zarys, chciałbym poświęcić akapit tekstom, bo nie oszukujmy się, jest to opoka rapu. Na pewno należy podkreślić jedną rzecz – mianowicie Mata bardzo zręcznie posługuje się językiem polskim. Nie potrzebuje mnóstwa nazw własnych, zapożyczeń z angielskiego, czy popularnych w newschoolu onomatopei, by przykuć uwagę słuchacza. Zamiast tego stawia na opowiadanie historii, np. w „Lezore”, czy „Wino Sangrita (s01e01)”, z lekkością godną freestyle’owego wyjadacza oraz inteligentne, aczkolwiek nie moralizujące czy przeintelektualizowane wersy (np. „Matę motyka porywa na słońce i pewnie zaraz spalę się ze wstydu” – genialne!). Przeplatane z wersami prostymi i balansującymi na granicy dobrego smaku, ale bije od nich dziecięca radość i beztroska. Przykładem niech będzie: „a mój skład to gołębie, bo serce ma miękkie, sra na was z góry, rozwija se skrzydła i jak po****** lata po tym mieście”.

Kolejnym atutem tekstów jest to, że poruszają w zręczny sposób bardzo różnorodną problematykę. Do każdego z utworów możemy przywołać ze swojej pamięci wspomnienie, czy uczucia, które nieraz towarzyszyły nam w młodym wieku. Jednym z moich faworytów jest „Homo ludens”, w którym autor przywołuje popularne dziś formy relaksu i zabawy, jak np. gry komputerowe, jednak gdybym puścił ten utwór mojemu 60-letniemu tacie, nie czułby się on zagubiony i doskonale zrozumiałby jego treść. Mata na bardzo przyziemnych i konkretnych przykładach przedmiotów i sytuacji buduje swoją narracją niepowtarzalną atmosferę.

W trend ten wpisuje się również wspomniane wcześniej „Lezore”, gdyż powierzchownie opowiada o najzwyklejszym zimowym wyjeździe w góry ze znajomymi do tytułowej miejscowości, jednak opis miejsca, wydarzeń czy uczuć towarzyszących podmiotowi lirycznemu, np. o wstydzie przy machaniu rodzicom podczas wyjazdu albo droczeniu się z kolegami, jest tak barwny, że słuchacz bez problemu się w tym odnajduje.

Z drugiej strony, najbardziej wulgarny i przemyślany pod względem formy utwór, „Tango”, mówiący o buncie młodzieńczym, zapiera dech w piersi. Za tak genialne podejście do materiału źródłowego, nie tylko poprzez agresywne flow, boombapowy, oldschoolowy beat i mnóstwo zabawnych inwektyw w stronę każdego, ale też genialne wersy, od oczywistych: „Tańczę tango z k****** na bicie Kiełasa i nie czytałem tej lektury, bo nie lubię zasad”, po „Behawioryści są jednomyślni, że co drugi szczyl zasady niszczy w myśl zasady, że po to są, żeby je niszczyć” – chapeau bas.

Idąc dalej, mamy najbardziej wzruszający moment na całej płycie, tj. „Żółte flamastry i grube katechetki”, mówiący w piękny sposób o dorastaniu w katolickiej szkole oraz bardzo nieoczywistym i dojrzałym, co zaskakujące ze względu na młody wiek artysty, kryzysie wiary i wartości. Słuchając tego utworu, który kojarzy się mocno z utworem „Bóg” zespołu T.Love, nagranego na bardzo spokojnym, rytmicznym beacie, doceniamy drugą stronę rapera – nie tylko zabawnego licealisty, ale także młodzieńca, który snuje refleksje nad swoją dotychczasową i przyszłą drogą. Tu też warto zaznaczyć – do tego utworu na kanale wytwórni na platformie YouTube znajduje się piękny teledysk, który dodaje mu wartości.

Spośród promujących płytę singli warto wyróżnić bardzo głośny, kontrowersyjny utwór, który wywołał poruszenie w masowych mediach – „Patointeligencję”. Raper z dużą dozą bezpośredniości pokazuje, że niezależnie od statusu materialnego, młodzi pragnąc adrenaliny i emocji, doświadczają na skutek zaniedbań, czasem braku stałego kręgosłupa moralnego, licznych problemów i trudnych sytuacji. Styl życia kojarzony ze slumsami i ulicą, może przeniknąć nawet do tzw. dobrych domów.

Ostatnim utworem na oficjalnej części płyty jest piosenka „100 dni do matury”. Utwór opisujący rozterki każdego maturzysty, tj. problemy z koncentracją i nauką do egzaminu dojrzałości, czy kwestionowanie jego istoty. Mamy także spojrzenie wstecz, na dotychczasowe życie, znajomych, liczne wspomnienia, historie, błędy, pierwsze miłości. W piosence znajdują się też piękne słowa zwrócone w stronę swoich rodziców, które każdy młodzieniec nieraz chciałby im powiedzieć, ale może nieraz brakuje im na to odwagi. I z tym bagażem doświadczeń, a także niewiedzą, trzeba dać krok w przerażającą i onieśmielającą dorosłość.

Być może ten album był moim ulubionym krążkiem ubiegłego roku, ponieważ to właśnie w nim pisałem maturę i bardzo mocno mogłem się z nim utożsamić. Słuchając historii Maty, widziałem swoje rozterki, smutki, a także radości i beztroskę. Dzięki temu, czułem się mniej samotny, co tym bardziej pomogło mi w okresie pandemii COVID-19. Wiedząc, że nie tylko ja boję się przyszłości, że nie tylko ja NIE WIEM, co będzie, pogodziłem się z tymi uczuciami i zaakceptowałem je, dzięki czemu nie byłem tak sparaliżowany, m. in. wyborem studiów.

Na pewno mogę polecić ten album osobom w każdym wieku, także tym nie słuchającym na co dzień rapu. Dlaczego? Jak wspomniałem, album choć osadzony w dzisiejszych realiach, opowiada o sytuacjach i problemach towarzyszących każdemu człowiekowi w okresie młodości, niezależnie od tego kiedy się urodził. W dodatku, album jest bardzo bogaty pod względem różnorodności flow rapera, gdyż znajdzie się tu i trochę śpiewania, bardzo poprawnego swoją drogą, lżejszej treści, a także tej obfitszej w refleksyjne przemyślenia. Na albumie nie brak wad i nie jest to debiut idealny, czasem pojawiają się truizmy, a z nieodpowiednim nastawieniem wydaje się on niespójnym zlepkiem dobrych, lecz niepowiązanych ze sobą utworów. Mimo to jest moim ulubionym i w najbliższych latach na pewno będę do niego wracał. Macie natomiast życzę dalszego rozwoju muzycznego i eksperymentowania z różnymi stylami, gdyż dotąd wychodziło mu to bardzo na plus i z niecierpliwością wyczekuję nowości. Gdybym był nauczycielem, a Mata moim uczniem, to może nie wystawiłbym mu świadectwa z paskiem, ale na pewno byłby on najbardziej wyrazistym uczniem w klasie.

I jeszcze jedno – bonus tracki idealnie opisują to, co powinno się dziać po okresie pełnym pracy i burzliwych emocji, jakim jest koniec szkoły średniej. Chwila wytchnienia. Wakacje i brak trosk przed skokiem w tę straszną dorosłość. Chciałbym życzyć tej chwili oddechu każdemu, gdy sytuacja na świecie się unormuje, jednak w oczekiwaniu na nią, jeszcze raz chciałbym zachęcić do odsłuchu „100 dni do matury” autorstwa Maty. Bo warto.

autor recenzji: Wojciech Bajurny

wykonawca i tytuł: Mata – 100 dni do matury
strona wykonawcy: facebook
odsłuch albumu: youtube