Magia form prostych

„Blekot, pokrzywa, z wilczej jagody sok, w kotle zamieszaj razy siedem w lewo” – nie, to nie jest urok garbatej wiedźmy z kolejnego filmu Disneya. Tak właśnie toruński zespół MAG czaruje słuchaczy w utworze „Czarci Chwost”, pochodzącym z debiutanckiego albumu grupy. I choć czar ten może podziała jedynie na najmłodszych przedszkolaków, nie jest on jedyną kartą z talii zaklęć  MAGa.

Choć na scenie funkcjonują już dwa lata, o zespole dowiedziałem się dopiero w kwietniu 2020 roku, kiedy ukazał się  omawiany przeze mnie debiut tej grupy. Okazało się, że za niewiele mówiącym tytułem „MAG”, stoją muzycy odpowiedzialni m.in. za stonerowy projekt Diuna. Ten sam, którego ostatni album z 2019 roku zrobił na mnie piorunujące wrażenie.  W związku z tym długo nie zwlekałem z odtworzeniem krążka.

MAG od samego początku zgniata pod ciężarem niskich tonów. Skojarzenia z Electric Wizard lub Conan są jak najbardziej na miejscu, choć chłopaki z Torunia na tym nie poprzestają. Zespół bawi się formami muzycznymi, przeskakując z doom metalu w bardziej ekstremalną, blackmetalową  stronę. Słychać to już w pierwszym utworze „Kambion”. Jest brudno, ociężale oraz ponuro. Ciężka forma miejscami ustępuje stonerowej psychodelii, która objawia się zarówno poprzez użycie charakterystycznych efektów jak i syntezatora. Na szczególne wyróżnienie zasługują linie wokalne, za które odpowiedzialny jest Konstanty Mierzejewski, również wokalista Diuny. Głos Mierzejewskiego przechodzi od blackowych wrzasków, po znany ze wcześniej wspomnianego projektu, lekko zawodzący śpiew. Dodatkowo pojawia się imitacja głosu Romana Kostrzewskiego (KAT) w fenomenalnym „Samotniku z Providence”. Zdecydowanie jest to najlepszy numer na tym albumie. Utwór, poświęcony królowi horroru H.P. Lovecraftowi, niesie ze sobą niesamowitą grozę, która dodatkowo potęgowana jest przez senne przejście między mocnymi zwrotkami. Album kończy piąty numer, zatytułowany „Dobieram następną z talii zaklęć”, utworzony w stylu zapętlonej modlitwy w nieznanym bliżej języku. Zauważalny jest pewien minimalizm, który potęguje rytualną oprawę. Jeżeli dotychczas nie poczuliśmy magii i okultyzmu płynących z tej muzyki, ten niepokojący utwór z pewnością to zmieni. W końcu, czym by byli magowie bez swoich inkantacji?

„MAG” jest płytą ciężką i prostą. Ale właśnie ta prostota powoduje, że trafia ona tak skutecznie i silnie. Nie znajdziemy tutaj rozwiniętych solówek, skomplikowanych przejść perkusyjnych czy dużego zróżnicowania w kompozycjach. Mimo to w muzyce MAGa możemy dostrzec wiele inspiracji, z których wyciągnięto to, co najlepsze. Jest ciężar klasyków doom metalu, stonerowa melodyjność oraz blackmetalowy jad. Duży nacisk postawiono na kreowanie nastroju w stylu starego horroru, co jest powszechne, a nawet pożądane w tym gatunku. Mistycyzm i tajemniczość zaklęte w tych czterdziestu minutach, sprawiają, że do płyty chce się wracać. MAG swoim debiutem otworzył wrota, które mogą doprowadzić go na same wyżyny metalowego podziemia. Pozostaje nam jedynie obserwować i wyglądać kolejnych manifestacji magicznych.

autor recenzji: Jacek Czarnecki

wykonawca i tytuł: MAG – MAG
strona wykonawcy: facebook
odsłuch albumu: youtube