Recenzja została nagrodzona w 8. edycji Świdnickich Recenzji Muzycznych – konkursu, które daje lokalnym fanom muzyki wpływ na repertuar koncertowy Świdnickiego Ośrodka Kultury. Pełne zestawienie najlepszych płyt i nadchodzące koncerty na stronie: https://sok.com.pl/recenzje/

autor: Adrian Holecki

Latarnik – Marianna

Marek Pędziwiatr, znany jako Latarnik, artysta, który już na dobre wpisał się w kanon polskiego jazzu i szeroko pojętej muzyki alternatywnej, mistrz i wirtuoz syntezatorów, lider EABS i człowiek, który nie boi się sięgać po nieznane, tym razem przedstawił się z zupełnie inne strony. Solowy album „Marianna”, skomponowany wyłącznie na fortepianie, to nowa odsłona artysty, a jednocześnie emocjonalna historia jego prababki.

Prowadź mnie
„Marianna” to album-historia, opowieść o życiu Mazurki, urodzonej w 1898 roku. I tak jak historia człowieka rozpędza się, rozkwita, eksploduje entuzjazmem, by za chwilę przygasnąć, wyciszyć się i skryć przez zagrożeniem, następnie ponownie rozbłysnąć, lekko się tlić i wreszcie zgasnąć, tak rozwija się „Marianna”. Przez historię prababki Marka Pędziwiatra prowadzą nas tytuły kolejnych utworów, które układają się w życiorys, a skryte pod nimi kompozycje pozwalają przeżywać towarzyszące tej historii emocje.

Album składa się z dziewięciu minimalistycznych, subtelnych i intymnych jazzowych kompozycji fortepianowych, które otwierają przed nami przeżycia i emocje, jakie towarzyszyły jego tytułowej bohaterce na różnych etapach jej życia. Stąd na płycie nie brakuje niepokoju, radości, rozkwitającego uczucia, strachu, lęku, nostalgii czy wreszcie, jak wskazuje tytuł zamykającego album utworu, zniknięcia. Każda z kompozycji imponuje melodyjnością i lekkością, jednocześnie doskonale oddając wspomniane emocje i budując w naszych oczach obraz życia na mazurskiej wsi przez niemal cały XX wiek i towarzyszące mu historie. Dodajmy – życia dziewczynki, panny, kobiety i wreszcie staruszki, oddanej swojej ziemi, rodzinie, Bogu i jednocześnie praktykującej ludowe gusła.

Przytul
W tym miejscu chciałem napisać, że historia prababki Marka Pędziwiatra – choć jej wizerunek możemy zobaczyć na okładce albumy, a głos kilkukrotnie usłyszeć na nagraniach – jest do tej płyty dodatkiem, a słuchacze bądź co bądź zupełnie z Marianną niezwiązani będą interpretować album według własnego klucza. Jednakże ciepło emanujące z albumu – choć łatwo wytłumaczyć je analogowym nagraniem i stworzeniem kompozycji na stuletnim fortepianie Steinway – niewątpliwie nasuwa skojarzenia z emocjonalną bliskością drugiego człowieka.

Pokaż mi więcej
Na koniec refleksja, która odbiega już nieco od „Marianny” i skupia się na samym Pędziwiatrze. W odstępie dokładnie tygodnia miałem okazję posłuchać we wrocławskim klubie Firlej koncertu EABS, na którym kwintet dowodzony przez Pędziwiatra zaprezentował swój najnowszy album, pt. „2061”, a także solowego występu Latarnika, na którym po raz pierwszy w całości usłyszałem „Mariannę”. Będąc na fali twórczości Marka Pędziwiatra sięgnąłem w tym czasie też po Jaubi, czyli projekt współtworzony przez niego z muzykami z Pakistanu.

Nie mogłem wówczas uciec od skojarzeń z moim niekwestionowanym wśród muzycznych idoli numerem jeden – Damonem Albarnem, który podobnie szuka inspiracji w niemal każdym zakątku muzycznego świata i prezentuje się z zupełnie innych stron, zachwycając raz formą, raz wrażliwością, a innym razem spostrzegawczością i błyskotliwością w opisywaniu świata. I tak samo jak Albarn po Blur i Gorillaz zaskoczył introwertycznymi, przepełnionymi melancholią albumami „Everyday robots” i „The nearer the fountain more pure the stream flows”, tak Marek Pędziwiatr, zdaje się, przez całą swoją dotychczasowa drogę dojrzewał, by po głośniejszych projektach opowiedzieć własną (tak, własną) historię na Mariannie.

Po tym wszystkim zdałem sobie sprawę, jak bardzo cenię artystów dających się poznać z tak różnej strony. O wiele bardziej niż tych, którzy dziś noszą tę samą maskę, którą włożyli i opakowali w swoją muzykę, jeszcze zanim miałem jakąkolwiek szansę o nich usłyszeć.