Recenzja została nagrodzona w 8. edycji Świdnickich Recenzji Muzycznych – konkursu, które daje lokalnym fanom muzyki wpływ na repertuar koncertowy Świdnickiego Ośrodka Kultury. Pełne zestawienie najlepszych płyt i nadchodzące koncerty na stronie: https://sok.com.pl/recenzje/

autor: Arkadiusz Antczak

Las Trumien – Licząc umarłych

Las Trumien to wrocławski sludgeowy kwartet powstały w pandemicznej rzeczywistości 2020 roku. Ich debiutancki longplay „Liczący Umarłych” ukazał się w lutym 2021 roku nakładem Piranha Music. Krążek nagrany został przez trójkę muzyków ze stolicy dolnego śląska – Bartesa, Śniega i Rafała, którym nie brak doświadczenia. Mogliśmy ich już zobaczyć i usłyszeć w takich zespołach jak O.D.R.A, Discordia, Sicphorm, Sapros, czy również niedawno powstała – Rtęć. Skład dopełnia wokal Wojtka, który może być kojarzony na polskiej scenie około-stonerowej ze śląskich projektów, m. in. JD Overdrive, czy Mentor oraz ze współpracy z agencjami bookingowymi i ściągania najbardziej znanych, światowych zespołów ze wspomnianego gatunku do naszego kraju.

„Licząc Umarłych” to ukłon w stronę amerykańskiego sludge metalu, plasując debiut Lasu Trumien gdzieś pomiędzy Weedeater a zespołami takimi jak Down czy Eyehategod. W moim odczuciu zespół jest przede wszystkim polską odpowiedzią na pierwszy z tych wymienionych, wypełniając pewną lukę, która na krajowej scenie istniała do tej pory.

Oparte na bluesowych standardach, brudne, surowe i ciężkie riffy, wsadzone są w bujający, prosty i punktowy groove sekcji rytmicznej, przez co „nóżka tupie”, teksty „wbijają się” do głów, a utwory w odbiorze mają bardzo imprezowy potencjał, co najbardziej uwidacznia się w bangerze – „Cmentarzu Miłostowo”. Stąd wydają się bliższe ekipie Dixiego niż pozostałym zespołom, takim jak np. nie wspomniany jeszcze Crowbar, który stawia jednak na bardziej melancholijny, refleksyjny klimat w obrębie gatunku. Nie oznacza to, że chłopaki nie romansują z wolnymi tempami i mroczniejszą atmosferą. Momentami wchodzą wręcz w rejony doom metalowego grania, jak np w breakdownie utworu „Sprzedawca Śpiewników”, czy już całościowo w „Synodzie Trupim”.

W kwestii struktury oraz aranżu muzyka wrocławian to nic odkrywczego, lecz mimo to świeżego i przyjemnego w odbiorze (o ile przy takiej muzyce można użyć takiego wyrażenia). Znajdą tu się jednak drobne eksperymenty stylistyczne, jak agresywna, bliższa hardcorowemu graniu perkusja w zwrotce „Krokodylich Łez”, modulowane basowe intro wspomnianego już „Synodu Trupiego” czy jedyna solówka gitarowa na albumie w tym samym utworze. Miks albumu mógłby być trochę czytelniejszy, basowy fuzz nieco bardziej wysunięty i tak ogólnie – piwniczny charakter nagrania mniejszy. Rozumiem jednak, że był to pewien konsekwentny zamysł zespołu, obrany już przy nagrywaniu dema.

Mimo wszystko możemy przyjąć, że to sprytnie zaplanowana taktyka, która daje pole do popisu i odlotu na przyszłość, a na chwilę obecną pozostawia przestrzeń i uwagę dla najmocniejszego punktu tego długograja, czyli tekstów. A będąc precyzyjniejszym – tematyki jakiej poruszają. Wojtek i Las Trumien bowiem, mimo wspomnianego przeze mnie trochę przebojowego (jak na sludge oczywiście) charakteru, w warstwie lirycznej sięgają po najbardziej plugawe i mroczne historie z przeszłości, zarówno te z naszego podwórka, jak i odbijające się echem niesmaku i zgorszenia opowieści ze świata. Mamy więc tekst o Tadeuszu Ensztajnie w „Sprzedawcy Śpiewników”, który w pierwszej połowie ubiegłego wieku pozbawił życia co najmniej siedem kobiet podczas swojej tułaczki po kraju. „Cmentarz Miłostowo” to historia Edmunda Kolanowskiego, któremu udowodniono trzy morderstwa oraz szereg profanacji zwłok, a głównym miejscem jego aktywności była właśnie ta tytułowa poznańska nekropolia. „Klan” z kolei opowiada o szkockiej legendzie związanej z mieszkającą w jaskiniach rodzinie kanibali. „Synod Trupi” natomiast sięga po historię papieża Formozusa, na którym pośmiertnie dokonano sądu, wyciągając zgniłe zwłoki denata, sadzając na tronie w pełnym papieskim rynsztunku. Panowie z Lasu Trumien zdają się widzieć świat z jego najgorszej strony, nie bawiąc się w tabu i mając gdzieś fakt, że pewnych tematów w przestrzeni publicznej społeczeństwo stara się nie ruszać. Jest to zabieg, który kupuję w całości i bardzo pasuje mi do tego muzyczna otoczka, jaką wybrano do przekazania tych treści.

Na osobną uwagę zasługuje wokal Kałuży. Chociaż barwa głosu nie jest szczególna czy wyróżniająca się, to doświadczenie i jakość już tak, co jest wyraźnie słyszalne w jego nagraniach. Śpiew jest dynamiczny, mocny, świetnie wpasowuje się w gitarowe aranże, teksty są wyraźne i czytelne. Bardzo dobrym pomysłem jest postawienie na nasz rodzimy język. Dzięki tym wszystkim zabiegom i ogromnej dawce charyzmy, nie dziwi fakt, że na debiutanckim koncercie już całkiem spora grupa ludzi pod sceną pomagała frontmenowi w śpiewaniu, a nawet jak ktoś tekstów nie znał, to wystarczył jeden refren, by dołączyć.

Pomimo faktu, że zespół sięga po rzeczy muzycznie sprawdzone i przerobione już w różne strony, to „Licząc Umarłych” jest naprawdę udanym debiutem – świeżym i zostającym ze słuchaczem na długo. W kwestiach jakościowych wszystko się zgadza, jest poprawne i nie razi. Tekstowo i stylistycznie także nie sięgają po nic nowego. Robią to jednak prawdopodobnie jako pierwsi po polsku i na polskiej scenie sludge, a już na pewno jako pierwsi tak skutecznie. Ja to też tak zwyczajnie rozumiem i kupuję – mnie ta tematyka chyba się nigdy nie znudzi. Zespół już teraz jest niewątpliwie solidną pozycją w metalowym światku, a mam nadzieję i tego chłopakom życzę – najbliższe lata tylko ją ugruntują. Las Trumien śmiało zauważa jak zepsutym i zgniłym w wielu aspektach jest nasz świat. I mają rację, że to co nam pozostało, to po prostu się dobrze bawić w tej parszywej w tak wielu momentach rzeczywistości.