Recenzja została nagrodzona w 8. edycji Świdnickich Recenzji Muzycznych – konkursu, które daje lokalnym fanom muzyki wpływ na repertuar koncertowy Świdnickiego Ośrodka Kultury. Pełne zestawienie najlepszych płyt i nadchodzące koncerty na stronie: https://sok.com.pl/recenzje/

autor: Aleksander Jasiński

Daria Zawiałow – Wojny i noce

Czy eskapizm może być lekarstwem na bolączki codzienności? Z egzotyczną okładką i sentymentalną zawartością (sama Daria określiła to jako sentymentalną podróż do przeszłości) trzeci album studyjny Darii Zawiałow sugeruje, że do pewnego stopnia jest to możliwe.

Zaczynamy niestety średnio – dosyć letargiczne „Oczy Polaroidy” zdecydowanie nie porywają słuchacza, w przeciwieństwie do kolejnego kawałka czyli tytułowego „Wojny i noce”. Ten uderza z mocnym, zadziornym przesłaniem, a rytm zdecydowanie przyśpiesza. Świetny, wpadający w ucho singiel i melodia, która zdecydowanie oddaje główne założenia albumu.

Na pewno warto się bliżej pochylić nad „Kaonashi”, czyli pierwszym singlem z płyty. Mgła chłodnych syntezatorów wybija rytym spajający dosyć mroczną opowieść. Jest to wyraźne odejście od grungeowo-rockowych melodii znanych z „Helsinek” w synthpopowe klimaty nasycone estetyką anime. To także jedna z mocniejszych piosenek w repertuarze Zawiałow, z tekstem o potrzebie ucieczki bez względu na wszystko. Z drugiej strony zapowiada kolejną, pomyślaną dla mainstreamu piosenkę, czyli duet ze złotym chłopcem polskiego popu Dawidem Podsiadło. „Za krótki sen” swoim rytmem wprawia w dobry humor, ale zwiastuje senniejszą część płyty.

Choć może nie zupełnie. Mroczne „Metropolis” brzmi ciekawie, ze wstępem à la Daft Punk mieszającym się z beatem godnym Boy Harsher. Niestety, nie wszystko wychodzi płycie na plus – zabawna japońska wstawka w „Reflektorach-snach” niespecjalnie pasuje do reszty utworów. Na angielskim „Hollow” jest jeszcze gorzej – jakość tekstów Darii dramatycznie się obniża (szczególnie gdy porównamy sobie „Hollow” ze wspomnianym wcześniej „Kaonashi”). Szczęśliwie, „Principolo” z wpadającym w ucho refrenem okazuje się dobrą odskocznią a „Fuzuki” budzi słuchacza w porę na kolejny świetny singiel. „Żółta taksówka” nie ma nic wspólnego z Joni Mitchell za to jak najbardziej pasuje do tej płyty. Znowu czujemy powiew japońskich klimatów, mimo amerykańskich odniesień. To również najbardziej radiowy ze wszystkich utworów na płycie, z tekstem „co mi z tej miłości gdy nie ma cię tu” stworzonym pod wieczory zawiedzionych kochanków. Zdecydowany faworyt z końcówki „Wojen i nocy”.

Eskapistyczne „Serce” chyba wypadło z jakiegoś album z połowy lat 80-tych, ale w pamięć nie zapada. „Flower Night” to mniej Maanam a bardziej Daria przywdziewająca szaty jakiegoś losowego dark waveowego zespołu – prosty rytm wybijany przez perkusję i jakieś mamrotanie po angielsku („Love me till the night before the moon tears us apart” nie kwalifikuje się jako specjalnie ambitny tekst). Mimo średniego tytułu, zamykające płytę „Socjopathetic” zdaje się być najlepszą z anglojęzycznych piosenek Darii. Melodia wzbiera się i wzbiera by w końcu opaść. Koniec płyty. Krążek przestaje się kręcić i gdzie jesteśmy? Czy Darii udało się zabrać nas do wyimaginowanej krainy, czy udało się skraść serca słuchaczy? Mam mieszane uczucia. Widać i słychać progresję Darii, a większość singli („Wojny i noce”, „Kaonashi” czy „Żółta taksówka”) są jednymi z jej najlepszych piosenek. Jednocześnie, jako całość „Wojny i noce” nieco frustrują ze względu na nierówność materiału. Daria ma talent jeśli chodzi o teksty, ale uogólnione protest songi wychodzą jej znacznie gorzej niż teksty nacechowane empatią jak „Kaonashi” czy czysto popowe piosenki w stylu „Żółtej taksówki”. Ale słychać jednocześnie, że Daria nie tylko już eksploruje, ale również coraz bardziej doprecyzowuje swoje albumy konceptualnie. Nie pozostaje więc nic innego jak tylko czekać na jej kolejną płytę i zaproszenie do tymczasowego oderwania się od otaczającej nas szarówki.