Święta Bożego Narodzenia są chyba najbardziej wyczekiwanym czasem w ciągu roku. Już chwilę po 1 listopada w każdym niemal sklepie możemy natknąć się na rozmaite przedmioty mniej lub bardziej z nimi związane. Miasta, już na początku grudnia rozświetlają się światłami i ozdobami. W mediach zaś, bez trudu znajdziemy w tym czasie liczne i prześcigające się w najrozmaitszych pomysłach publikacje i programy, o kulinariach, o sposobach świątecznego dekorowania naszych domów – wszystko po to, aby jeszcze bardziej podkreślić uroczysty charakter tego okresu. Niemal wszędzie zobaczyć możemy – nie zawsze „święte” Mikołaje, a także śnieżynki, elfy oraz bombki, stroiki, gwiazdy i gwiazdki, kolorowe lampiony i świeczki, no i obowiązkowo świąteczną jemiołę. Można wiec odnieść czasem wrażenie, że okres Adwentu przypomina niejednokrotnie jedne wielkie zakupy. Podczas, gdy same już Święta – mocno zlaicyzowane i pozbawione nie tylko swojego podstawowego, czyli religijnego, ale nawet kulturowego charakteru – co raz częściej traktowane przez wielu jako „Zimowe Święta”, „Święta Białe” albo radosne „Święta Choinki”. Szkoda, bo choć ten ubrany świecidełkami i pięknymi kolorowymi bombkami „zielony element” bożonarodzeniowego wystroju naszych domów, sklepów czy instytucji dla wielu wydaje się być wręcz niezbędny – to faktycznie jest tylko pretekstem i zwróceniem naszej uwagi na najgłębszą istotę tego świętowania. Wszak, niezależnie od osobistych zapatrywań czy też przyjętego światopoglądu, wciąż we wszystkich dostępnych kalendarzach jakie mamy w naszych domach – 25 grudnia to przecież – niezmiennie – Boże Narodzenie. To też nic innego jak kolejna rocznica narodzin „Bożej Dzieciny”, której rokrocznie, w tym radosnym okresie, tak chętnie kolędujemy. Mało tego, nie można także zapomnieć, że od tego niezwykłego historycznego przecież „wydarzenia z Betlejem” liczymy także lata nowej, czy jak daleko częściej mówimy nawet – naszej – ery. Pamiętając, że najważniejszą osobą w tych Świętach jest jednak TEN, bez którego Narodzin – ani nowej ery, ani tych Świąt, ani też poprzedzającej je naszej cudownej polskiej Wigilii – po prostu by nie było. Nie byłoby naszych pięknych kolęd, pastorałek barwnych jasełek i herodów, no i nie byłoby też bożonarodzeniowej szopki (choć faktycznie to była ona znajdująca się w naturalnej skalanej grocie stajenką).
Czy Wy również nie wyobrażacie sobie Świąt Bożego Narodzenia bez szopki? W moim rodzinnym domu nie mogło jej zabraknąć. Jako dziecko stałam na straży rodzinnej tradycji, zawsze po udekorowaniu choinki przychodziła kolej na ustawienie bożonarodzeniowej szopki. Oczywiście nie była to jedna i ta sama, z biegiem czasu zmieniały się – były tekturowe, drewniane, gipsowe, ceramiczne. Obecnie zarówno u moich rodziców, jak i u mnie w domu, od kilku lat „królują” te wykonane z drewna oliwnego i przywiezione z miejsca, gdzie ponad 2000 lat temu wszystko się zaczęło – z Betlejem. Jednak niezależnie od tego z czego ni byłyby wykonane wszystkie one – i małe i duże, nowe i stare – te wykonane przez utalentowanych artystów, i te posklejane niezdarnie ręką dziecka – niezmiennie odsyłają wszystkich do tajemnicy „wejścia Boga w historię człowieka” poprzez przyjście na świat Jego Syna pod postacią bezbronnego Dziecka.
Skąd tak naprawdę wzięła się tradycja budowania i ustawiania tzw. „szopki bożonarodzeniowej” i kto jest jej twórcą?
Otóż, korzeni budowania instalacji religijnych zwanych popularnie szopkami bożonarodzeniowymi doszukiwać się należy już w pierwszej połowie IV wieku. Wtedy to – dokładnie w roku 330 – cesarzowa Helena poleciła w historycznej Grocie Narodzenia Jezusa Chrystusa w Betlejem, wybudować marmurowy żłóbek, upamiętniający chwilę i miejsce przyjścia na świat Syna Bożego. Wtedy to, rokrocznie, w wigilijną noc – biskup Jerozolimy w uroczystej procesji udawał się właśnie do miasta narodzin Syna Bożego i tam, właśnie przy kamiennym żłobie, odprawiał uroczystą liturgię. Kilkadziesiąt lat później, ok. roku 397, z inicjatywy św. Hieronima (patrona biblistów, który właśnie tam dokonał pierwszego, historycznego tłumaczenia Biblii na język łaciński – tzw. Wulgatę) grota została przebudowana na tradycyjną (tzn. w dzisiejszym tego słowa znaczeniu) „stajenkę”, w której umieszczono rzeźby Świętej Rodziny, figury pastuszków oraz – co ciekawe – żywe zwierzęta. Wówczas też napisano i wystawiono misterium religijne opowiadające o narodzeniu Jezusa.
Jednak ta urocza bożonarodzeniowa tradycja trafiła do chrześcijańskiej Europy dopiero po wielu, wielu latach, a właściwe – to wielu wiekach. Stało się to wtedy, gdy niejaki Jan Bernardone, bardziej znany po prostu jako św. Franciszek z Asyżu – po otrzymaniu zezwolenia od papieża Honoriusza III – w pustelni Greccio (Umbria, Włochy) przygotowywał z wielkim rozmachem (jak na tamte czasy) niezwykle barwną inscenizację biblijnych wydarzeń, mających miejsce w noc Narodzin Syna Bożego. Nie podejrzewał pewnie nawet, że w taki sposób zapoczątkuje piękny zwyczaj, który przetrwa całe stulecia. Tak, oto, wydarzenia, z dnia 24 grudnia 1223 roku są powszechnie uznawane za początek tradycji szopki bożonarodzeniowej na świecie. Wówczas we wspomnianej pustelni ustawiony został żłóbek z figurką maleńkiego Jezusa, rolę Świętej Rodziny odegrali odpowiednio przebrani mieszkańcy, którzy także przyprowadzili na to miejsce swoje zwierzęta. Całość oświetlały zapalone woskowe świece wspomagane przez nieludzko kopcące pochodnie. Prawdziwa betlejemska stajnia w samym centrum słonecznej Italii.
Choć od tamtego czasu minęły całe wieki, to zwyczaj budowania i ustawiania żłóbka wraz z figurką Bożego Dzieciątka obowiązkowo leżącego na sianie, w otoczeniu Marii, Józefa i zwierząt (wśród których zawsze musiał się znaleźć wół i osioł), a także owce i kozy, rozprzestrzenił się po całej chrześcijańskiej Europie, a rozpropagowany przez zakony dominikanów i oczywiście franciszkanów. Co ciekawe, pierwsza świąteczna szopka na ziemiach polskich pojawiała się już w początkach XIV wieku, za sprawą siostry króla Kazimierza Wielkiego – księżnej Elżbiety, późniejszej królowej Węgier. Figury z tamtej szopki przetrwały, aż do dziś i odrestaurowane oglądać je można w kościele św. Andrzeja w Krakowie. Mówiąc o historii bożonarodzeniowej szopki nie można nie wspomnieć o tradycji polskiego szopkarstwa i naszych pięknych „szopkach krakowskich”. Szopkach szczególnych, bogato zdobionych i zawsze – oprócz tego, co w szopce najważniejszej –nawiązujących swoim wyglądem do sztuki i zabytków Krakowa – Miasta Jagiellonów.
Pierwsze szopki krakowskie datowane są na drugą połowę XIX wieku. Najpiękniejsze z nich powstawały w dawnej Krowodrzy – wsi podkrakowskiej, a obecnie dzielnicy Krakowa. Zaś najsłynniejszą trupą szopkarską był niedościgniony zespół Michała i Leona Ezenekiera. To oni właśnie u schyłku XIX wieku zbudowali szopkę, która stworzyła obowiązujący do dnia dzisiejszego kanon Szopki Krakowskiej. Najlepszym wyrazem siły tradycji krakowskiego szopkarstwa jest fakt, że począwszy od roku 1937, z przerwą na czas okupacji, każdego roku w grudniu odbywają się konkursy na najpiękniejszą krakowską szopkę. Do tegorocznej edycji konkursowej zgłoszono ponad 80 prac, a oceniający ich piękno jurorzy zgodnie stwierdzili, że od lat prace te nie były tak doskonałe i wykonane z taką finezją i pietyzmem. Zastanawiali się też głośno czy to nie, „zasługa” dwóch kolejnych lockdownów i przymusowej kwarantanny w czasie pandemii?
Co prawda znane włoskie porzekadło głosi: Natale con i tuoi, Pasqua con i vuoi („Boże Narodzenie spędzaj z rodziną, a Wielkanoc z kim chcesz”), jednak wiele osób – w tym również Polaków – wykorzystuje ten szczególny świąteczny czas na podróże. W tym roku niestety, nie możemy sobie pozwolić na żadne poważniejsze okołoświąteczne eskapady. Więc tak „krawiec kraje jak mu materiału staje” i jak się nie ma co się lubi – trzeba lubić i kochać co się ma!
Mam jednak głębokie przekonanie, że już niedługo znów ruszymy w świat. Póki co, już dziś polecam Wam może już na przyszłoroczne Boże Narodzenie kilka ciekawych miejsc związanych ze świąteczną tradycją:
- Via San Gregorio Armeno – urocza, mała uliczka ukryta między dwiema najważniejszymi ulicami w samym centrum Neapolu. Jest krótka i wąska i dosłownie schowana pomiędzy potężnymi murami klasztoru, a mimo to jest najsłynniejszą ulicą w całym mieście. Dlaczego? To tutaj miejscowi rzemieślnicy wykonują miniaturowe (lub olbrzymie, jak kto woli) dzieła sztuki. Wśród nich możemy tu kupić także bożonarodzeniowe figurki i pełne wyposażenie szopek. A więc nie tylko tzw. „szopkowy klasyk”, czyli Świętą Rodzinę, aniołki, woły, osły i baranki, ale też figury przedstawiające gwiazdy futbolu, celebrytów, samochody, a nawet bohaterów filmowych. Bowiem szopki neapolitańskie słyną z tego, że przedstawiają przede wszystkim codzienne życie samych mieszkańców. Żłóbek oraz typowe elementy sakralne są zazwyczaj umieszczone gdzieś z boku i stanowią tylko tło dla całej palety barwnych postaci: rolników, rzemieślników, piekarzy, kramarzy, tkaczy i garncarzy. Każdy z nich umieszczony jest z właściwymi dla swego stanu i profesji rekwizytami. Dla Włochów najważniejsze jest jedzenie, więc i takich elementów nie może zabraknąć, więc nie zdziwcie się gdy ujrzycie w szopce bożonarodzeniowej figurki stołów pełnych kiełbasy, sera, ryb, talerzy makaronów, chleba, owoców.
- Kolejne szczególne miejscem, które Wam polecam znajduje się na Malcie. Jest może mniej znane, ale z pewnością równie warte zobaczenia. Wrażenia bowiem są murowane! Miejsce to nazywane jest wioska Narodzenia Pana, gdzie mieszkańcy krzątają się przy pracy, konie po dawnemu powoli obracają ciężkie młyńskie kamienie, zwykli pasterze doglądają stada owiec pasącego się na urwisku, a tu z obok zupełnie nikomu nieznana para młodych ludzi troskliwie opiekuje się swoim nowonarodzonym dzieckiem. Ta naprawdę niebywała atrakcja turystyczna nawiązująca do tajemnicy Narodzenia Pańskiego znajduje się w miasteczku Ghajnsielem na południowo-wschodnim wybrzeżu wyspy Gozo, dosłownie kilka minut drogi od portu w Mgarr. Ten wyjątkowy „projekt” od kilku lat organizują mieszkańcy miasteczka, a odwiedzać ich można od początku grudnia, aż do Święta Trzech Króli.
- Trzecia lokalizacja, gdzie w kilka chwil możemy się dosłownie przenieść do chwili narodzin Jezusa to Presépio ao Vivo de Priscos. Ty razem to ogromne „miasteczko-szopka” znajdujące się na północy Portugalii, zaledwie 10 km od Bragi. Jest to bodaj największa w Europie żywa szopka. Wypełnia ją blisko 800 statystów, którzy dosłownie ożywiają niesamowitą historię Betlejemskiej Nocy sprzed 2000 lat. Wchodząc tutaj zobaczymy oczywiście Święta Rodzinę z Nazaretu, pasterzy oraz Trzech Mędrców ze Wschodu, a nadto dane jest nam przyjrzeć się także pracy kowali hartujących rozpalone żelazo, szewców naprawiających stare sandały, tkaczy tkających w swych warsztatach wełnianą przędzę, garncarzy formujących glinę i co najważniejsze piekarzy wyrabiających najprawdziwsze chlebowe ciasto. Wszak, nie wiem czy wiecie, ale Betlejem to inaczej „Miasto (dom) Chleba”.
- Właściwie od tego rozpocząć – uważam, że przynajmniej raz w życiu warto odwiedzić to najprawdziwsze Betlejem i tam już zmierzyć się osobiście z „Tajemnicą” Słowa, które – jak czytamy w Biblii – stało się Ciałem i zamieszkało między nami. Tam właśnie wybierzemy się w przyszłym tygodniu!
A w tegoroczne święta pod domowym drzewkiem ustawmy także i szopkę. Oczywiście, że nie zagwarantuje Wam tego, że Święta będą udane (cokolwiek miałoby to znaczyć), i że w tym czasie nikt się z nikim nie pokłóci. Szopka to przecież nie amulet! Niech poza piękną dekoracją, na którą miło popatrzeć, przypomni nam, o co właściwie – czy może raczej o Kogo – chodzi w tym wyjątkowym czasie? Niech opiekuńcza postawa Józefa i troska Maryi zainspiruje nas do otworzenia swoich serc dla Najbliższych.