Muszę się przyznać, że przed każdym tygodniem przeżywałam dość spore dylematy, jaki przepis Wam zaproponować. Tym razem zdecydowałam się na wspaniałe ciasto drożdżowe, które świetnie nadaje się na wszelkiego rodzaju wyprawy i wyjazdy. Bo właśnie tak postrzegam wolne weekendowe dni. Nie tylko jako stacjonarne siedzenie w ogrodzie i grillowanie kiełbasek czy karkówki, ale idealny czas, by wybrać się na wycieczki za miasto i nacieszyć się pięknem tak późno zbudzonej tego roku wiosny.
Dlaczego wybrałam to ciasto i co powoduje, że jest takie wyjątkowe? Pomijając fakt, że jest ono drożdżowe, mocno cynamonowe i słodkie, to dodatkowym atutem jest to, że można sobie obrywać jego cząstki i zajadać. Nie wymaga krojenia, talerzyków i podobnych ceregieli (których w domowych warunkach oczywiście przestrzegam). Jednak na wycieczkach jesteśmy na luzie, cieszymy się wspólnym wyjazdem, a to ciasto możemy zajadać w prawie każdych warunkach bez skrępowania. Wystarczy oderwać sobie kawałeczek i już. Wszystkim bardzo odpowiada ta niekonwencjonalna forma konsumpcji i możliwość obrywania sobie jego kawałków.
To ciasto robiłam już wielokrotnie przy okazji różnych wypraw.
Jest wspaniałe również na późne śniadanie weekendowe; jeśli komuś będzie chciało się wstać (tak jak mi) i obudzić domowników zapachem pieczonego ciasta o cynamonowej nucie, rozkosznie rozprzestrzeniającej się po całym domostwie… Czy można wtedy wstać w złym humorze? Nie sądzę…
Ciasto drożdżowe
2 i ¾ szklanki mąki pszennej
1 opakowanie(7 g) suchych drożdży instant
¼ szklanki cukru
½ łyżeczki soli
60 g masła, nie solonego
1/3 szklanki mleka
¼ szklanki wody
2 duże jaja
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
Cynamonowe nadzienie
1 niepełna szklanka cukru
2 łyżeczki mielonego cynamonu
½ łyżeczki mielonej gałki muszkatołowej
1 łyżeczka mielonego kardamonu
50 g masła, roztopionego i przestudzonego
W dużej misce zmieszałam dwie szklanki mąki, drożdże, cukier i sól. Jajka ubiłam trzepaczką w osobnym naczyniu. W garnuszku podgrzałam mleko i roztopiłam w nim masło. Gdy się rozpuściło – zdjęłam je z ognia. Lekko przestudziłam, dodałam wanilię i wodę. Mleko z masłem wlałam do suchych składników i wymieszałam całość łyżką. Dodałam jajka, resztę mąki i wyrobiłam ciasto. Było gładkie i lekko klejące. Tak przygotowane ciasto drożdżowe przełożyłam do lekko naoliwionej miski, przykryłam bawełnianą ściereczką i odstawiłam do wyrastania na około 60 minut (musi wyraźnie wyrosnąć).
Po tym czasie ciasto, które już się o dziwo nie kleiło – wyłożyłam na blat, oprószyłam lekko mąką i rozwałkowałam na prostokąt długości keksówki, w której będziemy piec chlebek (u mnie 30 cm) i szerokość ok 50 cm.
Powstały prostokąt posmarowałam roztopionym masłem i równomiernie posypałam cukrem wymieszanym z cynamonem, kardamonem i gałką. Obsypany prostokąt pokroiłam na 6 równych pasów. Delikatnie ułożyłam je jeden na drugim. I pokroiłam na 6 równych części. Powstało 6 sześcianów złożonych z 6 warstw ciasta. Każdą z powstałych części ułożyłam pionowo w keksówce. Patrząc z góry na keksówkę było widać 36 kromek ciasta. Przykryłam ściereczką i odstawiłam na 40 minut do wyrastania. Powinno znowu mocno wyrosnąć.
Piekłam w temp 170 st. C przez ok. 35 min. I stwierdzam, że o 5 minut za długo…
Ciasto powinno zbrązowieć na wierzchu i mocno wyrosnąć. Najlepiej smakuje oczywiście w dniu, kiedy jest upieczone, jednak na drugi dzień – jeśli coś zostanie po wyprawie – też wybornie smakuje do porannej kawy… Polecam