O obiadach czwartkowych zapewne wszyscy słyszeli. Organizował je Król Stanisław August Poniatowski. Zainicjował je Adam Kazimierz Czartoryski na wzór paryskich salonów literackich. Przez dekadę w każdy czwartek na kilkugodzinne obiady zapraszani byli artyści, rzeźbiarze, literaci, malarze, poeci. Podczas tych spotkań rozmawiano o sztuce, nauce, literaturze i polityce, czytano najnowsze pozycje literackie. Miejscem tych spotkań był zazwyczaj Zamek Królewski w Warszawie. Latem obiady były organizowane w Łazienkach. Zaproszonych gości podejmowano w kameralnych, skromnie udekorowanych salach. Choć, jak wspomniałam obiady były organizowane na wzór tych paryskich, w których brali udział uczestnicy obojga płci, Król zapraszał tylko mężczyzn. Byli to m.in.: Hugo Kołłątaj, Ignacy Naruszewski, Ignacy Krasicki, Franciszek Bohomolec, Stanisław Konarski, Adam Naruszewicz i inni.

Skoro spotkania miały charakter obiadów, to zapytacie, co oprócz strawy duchowej podawano gościom?

Król Stanisław August przebywając we Francji rozsmakował się we francuskiej kuchni.  Te upodobania kulinarne króla zaowocowały wyrafinowaną, a zarazem zdrową i prostą kuchnią, łączącą zarówno francuskie i polskie tradycje kulinarne. Zatrudniony przez króla wybitny kucharz Paul Tremo, odegrał znaczącą rolę w powstaniu i organizowaniu obiadów czwartkowych. Mistrzowsko potrafił połączyć obie kuchnie.

Podczas organizowanych biesiad zwanych też „mądrymi obiadami” lub po prostu „czwartkami”  serwowano: na przystawkę zazwyczaj podawano talerz wędlin. Następnie pojawiał się barszcz z uszkami, aromatyczna zupa cebulowa czy esencjonalny rosół z jarząbków. Na drugie danie często serwowano ulubioną przez króla pieczeń baranią, cietrzewie z buraczkami, głuszce z czerwoną kapustą i szczupaka w białym winie. Do tego zaś jarzyny i pikantne marynaty. Najbardziej zachwycano się jarząbkami, szpikowanymi słoniną z delikatnym, wykwintnym farszem.

Do obiadów podawano francuskie i hiszpańskie wina. Król pijał zazwyczaj wodę manifestując tym samym niechęć do pijaństwa Polaków.

Sygnałem zakończenia biesiady było podanie śliwek. Zaproszeni goście wiedzieli, że obiad dobiegł końca i należy się pożegnać.

Pod okiem mistrza Tremo szkolił się wówczas zatrudniony na dworze króla młody kucharz, Jan Szyttler. Kilkadziesiąt lat po służbie u Króla Stasia, napisał książkę „Kucharz dobrze usposobiony”. Niedawno nabyłam tą książkę. Jest to dla mnie prawdziwa uczta literacka.

Podaję Wam przepis prosty a jednocześnie wyrafinowany. Praktycznie wszystko robi się samo. Otóż on:

Zupa z żółwiow angielska:

(Proporcya np. na osób 10). Biorą się trzy żółwie odłączone od skorup gdy się oczyszczą i zagotują, wybierają się do wody zimney i krajają się w cząstki; późniey kładną się do rondla, dodawszy różney tresowaney włoszczyzny (odgotowaney uprzednio na miękko), nalewają się klarowanym bulonem, wygotowanym z miąs cielęcego i kurzego i gotuje się przez pół godziny. Przy wydaniu do wazy, wrzuca się mały kawałek pieprzu tureckiego i gałeczek maleńkich z parzonego ciasta, pod nazwiskiem Ptis-Zupa ta może się dawać i w dni postne, tylko zamiast zupy z miąs należy użyć z ryb.

Powyższy przepis podałam nie jako pomysł na szybki i smaczny obiad, ale jako przykład zabawnej formy literackiej tej książki kucharskiej, sugerującej, że gdy gotujesz dla swojego króla, składniki  przygotowywanej potrawy – zapewne z szacunku dla koronowanej głowy – w zasadzie same kroją się na plastry, czyszczą i grzecznie układają na talerzach, czego oczywiście wszystkim Wam życzę.