Prozaiczne – wydawałoby się – kiszenie kapusty, wywołuje u mnie wiele miłych wspomnień.  W moim rodzinnym domu był to jeden z najważniejszych rytuałów przed zimą.  Przypominam sobie dziadka, który na gigantycznej szatkownicy, opartej o stół i kredens, szatkował kapustę; babcię, która obierała czosnek i tarła marchew,  i siebie, asystującą i podjadającą słodką kapustę z miednicy.

Mój dziadek poszatkowaną kapustę wrzucał do beczki, przesypywał ją solą, kminkiem oraz marchewką, czosnkiem i udeptywał – warstwa po warstwie. Dodawał zawsze kilkanaście kwaśnych jabłek. Pamiętam, że te jabłka smakowały wyśmienicie zarówno pokrojone w cząstki,  jak i starte do zimowej surówki z kapusty.

Moja ukochana kuzynka Grażyna, która również dzieciństwo spędziła z moimi dziadkami (tylko 20 lat wcześniej niż ja) również miała zakodowane, że kapusta kiszona na zimę w domu musi być! Ona też podpowiedziała mi, jak bez większego wysiłku to robić. No i ja kiszę właśnie wg jej wskazówek: w wyszorowanej, czystej wannie rozkładam duże prześcieradło, wysypuję na nie kapustę, solę, mieszam i zostawiam na 2 godziny.  Po tym czasie tobołek kapusty ściskam i wygniatam  nadmiar soku, i partiami przekładam do garnka ubijając tłuczkiem kolejne warstwy. Jeszcze parę lat temu, kisząc kapustę, moje małe wówczas córeczki deptały ją, tak jak ja to kiedyś robiłam w drewnianej beczce dziadków.

Zmienił się, więc nieco sam sposób, ale przepis moich dziadków i rytuał pozostał ten sam. Pozostało również przekonanie, że kiszona kapusta w spiżarni to rzecz absolutnie niezbędna do przeżycia zimy. I gdy mam taki zapas- wiem, że wszystko będzie dobrze! Bowiem kiszonki to samo zdrowie.

POTRZEBA:

10 kg kapusty

2 łyżki kminku

10 – 15 dag soli (najlepiej kamiennej)

5 marchewek

2 główki czosnku

Kisimy:

Kapustę szatkujemy (lub w zaufanym miejscu kupujemy gotową, poszatkowaną). Marchew obieramy i ścieramy na drobnej tarce. Czosnek obieramy,  kapustę przesypujemy solą , mieszamy i zostawiamy na 2 godziny. Odciskamy nadmiar soku i ubijamy dokładnie w naczyniu do kiszenia. Na każdą warstwę sypiemy trochę marchewki, kminku i kilka ząbków czosnku. Ubijamy dokładnie. Nadwyżkę soku z kapusty odlewamy do dzbana. Po ubiciu całej kapusty, jeśli na powierzchni jest za mało wody dolewamy wodę z dzbana, kładziemy talerzyk, przyciskamy go kamieniem i przykrywamy ściereczką (cała kapusta musi być zanurzona w soku). Kisimy w ten sposób kilka dni  w temperaturze pokojowej. Później przenosimy do chłodniejszego pomieszczenia. Co kilka dni wbijamy w kapustę np. trzonek z długiej drewnianej łyżki, by kapustę odgazować! Raz w tygodniu po odgazowaniu kapusty, jeśli stwierdzimy, że ma za mało soku – można dolać wrzątku z solą (litr wody + łyżka soli).

Gdy kapusta jest ukiszona, można ją przełożyć do słoików. Można też wtedy ją spasteryzować. Dzięki temu zabiegowi proces kiszenia się zatrzyma, kapusta nie zmięknie i na długo pozostanie jędrna. Ale ja tego nigdy nie robię. Po prostu trzymam w chłodzie.

Smak domowej kapusty  jest nieporównywalnie lepszy od tej ze sklepu. A  bożonarodzeniowa kapusta z grzybami – ugotowana właśnie z domowej kapusty kiszonej – nie ma sobie równych.