Świdnicki Ośrodek Kultury i Miejska Biblioteka Publiczna zapraszają na spotkanie autorskie z Robertem Biedroniem – „Pod prąd”.

26.01.2018 r. godz. 18.00
sala teatralna Świdnickiego Ośrodka Kultury
wstęp wolny

 

Autobiograficzna książka jednego z najbardziej wyrazistych i lubianych polityków
Przez całe życie idzie pod prąd. Od dziecka musiał walczyć o swoje prawa i miejsce w rodzinie. Jako nastolatek odkrył, że jego „inność” może być jego siłą. Będąc dorosłym stał się rzecznikiem setek tysięcy ludzi w Polsce, którzy pragnęli lepszego świata. Dziś jest jednym z najbardziej popularnych polityków w Europie, człowiekiem, który w ciągu kilku sekund potrafi zjednać sympatię tłumów, bo szczerze wierzy, że inna, lepsza polityka jest możliwa. Spełnia się jako prezydent Słupska, który stał się dzięki niemu jednym z najbardziej znanych miast w Polsce. O tym, jaką cenę zapłacił, aby osiągnąć sukces i dlaczego warto iść swoją drogą, opowiada Magdalenie Łyczko.

Marzenie, by być sobą
Podróż przez jego życie rozpoczynamy od Krosna, gdzie spędził trudne dzieciństwo (Ojciec był surowy fizycznie, a mama psychicznie; ja dostawałem od brata wpierdziel, on ponosił straty finansowe). Wcześnie usamodzielnił się (opuścił dom w wieku piętnastu lat), szybko rozpoczął działalność społeczną i polityczną. Wiele miejsca w książce poświęca sprawom związanym z orientacją seksualną i swoimi, nierzadko bardzo dramatycznymi, doświadczeniami – próbą samobójczą (próbowałem podciąć sobie żyły), coming outem (rozpacz mojej matki pokazywała, że to było dla niej jak utrata syna. Jakbym dla niej umarł), stopniem akceptacji społecznej i internetowym hejtem, wychowywaniem dzieci (od nas, gejów, oczekuje się, byśmy udowadniali, jakimi dobrymi rodzicami będziemy, a od osób hetero nie. Nie robi się żadnych badań, nie dyskutuje. Po prostu: hetero chcą mieć dzieci, to dzieci mają. Nieważne czy patologia, czy nie).
W sposób ujmujący i z wielką miłością wypowiada się o swoim partnerze Krzysztofie, z którym są razem od czternastu lat. Lektura tego rozdziału pozwala czytelnikowi znaleźć się przez chwilę w ich świecie. Ja na przykład odkurzam albo robię pranie. Jak jest dwóch facetów, to muszą sobie to życie jakoś poukładać, więc… On lubi gotować, ja – teraz będę politykiem! – lubię sprzątać. On lubi kupować ładne rzeczy, ja lubię płacić (śmiech). On lubi prasować, ja lubię myć okna, ale szczerze mówiąc, domowe obowiązki to moja pięta achillesowa i zawsze tak miałem.
Robert Biedroń bez pardonu rozprawia się z polską zaściankowością, dulszczyzną, absurdami.
W niezwykle plastyczny sposób opisuje sejm i panującą tam zatęchłą atmosferę. Wspomina, z jaką rezerwą i jednocześnie zaciekawieniem przywitali go starzy parlamentarni wyjadacze. Wielu wydawało się, że jak wejdę do sejmu, to będę biegał w różu, z piórkami w czterech literach czy z tęczową flagą. Taki mieli stereotyp. Musiałem cholernie dużo pracować, żeby udowodnić, że tak nie jest. A na koniec zostałem wybrany jednym z najlepszych parlamentarzystów kadencji.
Biedroń porównuje trudną sytuację gejów do sytuacji kobiet w Polsce, które chcą osiągnąć pozycję społeczną równą mężczyznom. Kibicuje kobietom, w poczuciu, że dzieli ich los w kraju, gdzie wciąż rządzi patriarchat. Według prezydenta Słupska gejów i kobiety traktuje się w podobny sposób: protekcjonalnie i stereotypowo.
W książce przywoływane są różne kobiety, zwane przez Biedronia heroinami, jak Izabela Jaruga-Nowacka i jej córka Barbara Nowacka, czy Wanda Nowicka. Mówi o nich ciepło i z szacunkiem.
Wspomina też swoje pierwsze spotkanie z Anną Grodzką, z którą współtworzył później Ruch Palikota, dzieląc sejmową ławę: Pewnego dnia siedzę sobie w klubie, gdy podchodzi do mnie kobieta. Cześć, Robert, pamiętasz mnie? pyta. A ja kompletnie nie kojarzę /…/. Ona dodaje: To ja, Krzysztof.

Prezydent na kanapie
„Pod prąd” to także swoisty polityczny manifest Roberta Biedronia – cenionego polityka, parlamentarzysty, wreszcie – działacza społecznego. Swoją polityczną działalność zaczynał w obszarach, w których doświadczył najwięcej krzywd i upokorzeń. Konsekwentnie wprowadzałem do polskiej polityki problem dyskryminacji i wykluczenia kobiet i osób LGBT. Tamte słowa traktowałem wtedy jak naiwne zaklinanie rzeczywistości.
Dziś jest prezydentem blisko stutysięcznego Słupska. Nie jest już tylko reprezentantem grupy osób wykluczonych, ale niezwykle popularnym i otwartym, często nagradzanym prezydentem. Swoją kadencję oparł na rozmowach z ludźmi. Czasami wystawia na ulicę kanapę, siada z mieszkańcami i zaprasza do dyskusji. Mogą mnie dotknąć, pogadać, nakrzyczeć na mnie, wyżalić się. Mieszkam kilkaset metrów od urzędu miasta, a czasem idę do pracy kilkanaście minut, bo ciągle ktoś mnie zatrzymuje.
Tuż po objęciu przez niego stanowiska prezydenta w mediach wiele mówiło się o pustej kasie miasta. Dopytywany przez Magdalenę Łyczko o to, które zmiany w obrębie funkcjonowania miasta widać najlepiej, mówi: W pierwszym roku kadencji dokończyłem w terminie obwodnicę, jedną z największych inwestycji w kraju, rozwiązałem największy spór sądowy miasta o wartości blisko 30 milionów złotych, wznawiam właśnie wstrzymaną kilka lat temu budowę legendarnego już aquaparku. Remontuję, oczywiście, jak każdy samorządowiec, drogi i termomodernizuję szkoły. Zaplanowałem kilka dużych projektów, których realizacja przeciągnie się na następną kadencję. Mój następca, lub następczyni, będzie tylko przecinał wstęgi. To projekty, które radykalnie poprawią komfort i wygodę codziennego życia mieszkańców.
Tyle Słupsk, a Polska? Ta jawi mu się jako państwo wolne, otwarte i tolerancyjne. Patrzące nie wstecz, a do przodu. Krytycznie odnosi się do pseudopatriotycznych zachowań zwłaszcza młodych rodaków, poddających się retoryce polityki historycznej pielęgnowanej przez rządzących. Ci młodzi ludzie w opaskach biało-czerwonych, z orłem na piersi, ubrani, jakbyśmy byli w przeddzień III wojny światowej, jakby istniał jakiś stan zagrożenia… To przerażające!
W swej krytyce Biedroń nikogo nie oszczędza. Punktuje nie tylko tych, którzy rządzą nami obecnie (Prawo i Sprawiedliwość nazywa szkodliwym społecznie politycznym bublem), ale także przedstawicieli poprzednich ekip (słuchając [ich] można odnieść wrażenie, że grupowo przeżywają dawne emocje, kompletnie nie potrafiąc zdiagnozować teraźniejszości, nie wspominając już nawet o wizji państwa).
Przywołuje w tym kontekście Polaków „najwyższej” półki… Jak patrzę na to, z jakim fanatyzmem traktuje się Jarosława Kaczyńskiego, Antoniego Macierewicza, Jana Pawła II, Donalda Tuska i wielu innych, to czuję, że nie mamy kryzysu autorytetów. Myślę, że społeczeństwa, ludzie ogólnie, lubią mieć autorytety. Ja od autorytetów uciekam. Mam autorytety „częściowe”, w jakiejś dziedzinie, we fragmencie jakiegoś życiorysu, ale osobiście ostrzegam przed ich posiadaniem, bo potrafią być zgubne.
W autobiografii „dostaje się” także polskiej szkole, której system – zdaniem byłego posła – oparty jest na sztywnych programach nauczania, bezwartościowych we współczesnym świecie elementów. Uczymy młodych ludzi, jak wygląda świat, a nie tego, jak działa. A to jest wiedza bierna, do niczego nieprzydatna. W polskiej szkole brakuje mi współczesnych wartości. Brakuje edukacji, która wzmacniałaby demokrację, rozwijała społeczeństwo obywatelskie, promowała zaufanie, uczyła szacunku dla różnorodności, pokazywała przyczyny i skutki dyskryminacji.
Wizja polityczna Roberta Biedronia dotyczy nie tylko kwestii społecznych, ale także najważniejszych zagadnień związanych z gospodarką, m.in. poziomem deficytu publicznego (niech będzie przejściowy i służący osiągnięciu celów długoterminowych), obronnością (w dziedzinie tej można wiele zaoszczędzić, nie obniżając polskiej tzw. zdolności) czy służbą zdrowia (permanentne niedofinansowanie i brak systemowych rozwiązań).

Magdalena Łyczko – dziennikarka, związana z mediami od kilkunastu lat. Pierwszy artykuł opublikowała w Gazecie Lubuskiej. Pracowała m.in. w Teleexpressie, Dzień Dobry TVN, magazynie Gala oraz w Onet.pl. Najważniejszych było dla niej ostatnich sześć lat, kiedy to została mamą i stworzyła lifestyle’owy portal dla rodziców Zaradna-Mama.pl.