Recenzja została nagrodzona w 8. edycji Świdnickich Recenzji Muzycznych – konkursu, które daje lokalnym fanom muzyki wpływ na repertuar koncertowy Świdnickiego Ośrodka Kultury. Pełne zestawienie najlepszych płyt i nadchodzące koncerty na stronie: https://sok.com.pl/recenzje/
autorka: Ewelina Grygier
Wernyhora – Toloka
Muzyczny obraz świata utraconego
W bieszczadzkich chatach pomiędzy strzechami hula dziś wiatr. Nikt się nie śmieje, nikt nie śpiewa. Dawniej żyli tu konkretni ludzie – Bojkowie, mający swoje smutki i radości, zwyczaje, muzykę. W 1947 roku wielka polityka zapukała do drzwi wielu tamtejszych rodzin. Mieszkańców wysiedlono na Zachód, na Północ, jak najdalej „w Polskę”. Z czasem wokół zaległa cisza, a domy i cerkwie zostały „odzyskane” przez przyrodę. Bojków rozdzielono od sąsiadów, wyrwano z dobrze znanego krajobrazu i środowiska kulturowego, rzucono w dal, na obce ziemie. Mieli stać się Polakami, a nie identyfikować się jako Rusini.
Mimo usilnych starań ówczesnych władz, pamięć o tradycjach została zachowana, ale we współczesnej Polsce kultura bojkowska nie jest powszechnie znana. Ten stan rzeczy diametralnie zmienia sanocki zespół Wernyhora i ich pierwsza pełna płyta „Toloka” (wcześniej zarejestrowali miniaturowy album „Bojkowski głos Bieszczadu”), która ukazała się niedawno nakładem wydawnictwa Polskiego Radia. W osobie wokalistki Darii Kosiek, która sama ma bojkowskie korzenie, Rusini odzyskali swój głos. Daria śpiewa gwarą. Głos ma pewny i doniosły; bogato ornamentuje wykonywane pieśni. Wtórują jej multiinstrumentalistka Anna Oklejewicz (grająca na instrumentach strunowych, takich jak vielle, rebek czy viola da gamba) oraz lirnik Maciej Harna, który jest także odpowiedzialny za aranżacje poszczególnych utworów. Na płycie sanockich artystów wspierają: Wojciech Lubertowicz (instrumenty perkusyjne, duduk), oraz Marcin Pospieszalski (gitara basowa). To znaczne rozszerzenie częstotliwości, a także niezwykłe urozmaicenie barwowe.
Na krążku zawarto jedenaście utworów, repertuar pochodzi z terenów Bojkowszczyzny, ale także z Łemkowszczyzny, Zakarpacia i Podola. Artyści zaczerpnęli go z „Dzieł Wszystkich” Oskara Kolberga, pasjonata i zbieracza starożytności ludowych, który porzucił intratną posadę księgowego na kolei, by za własne pieniądze, jeżdżąc po kraju, utrwalać folklor muzyczny. Tę samą pasję dzielą z dziewiętnastowiecznym badaczem członkowie zespołu, bowiem „Toloka” przynosi także utwory zarejestrowane podczas prowadzonych przez nich badań terenowych. Mamy tu więc pieśni zebrane w różnym czasie, ale odzwierciedlające te same tradycje muzyczne. Jak one brzmią, przefiltrowane przez ucho i serce Wernyhory?
Grupa kreuje poetycki, oniryczny i minimalistyczny świat muzyczny. Jest to nie tylko atrakcyjne pod względem artystycznym, ale też doskonale współgra z przeszłością tej muzyki, co zostało docenione m. in. przez jury Konkursu Muzyki Folkowej „Nowa Tradycja” w 2021 roku (Laureat Nagrody Programu Polskiego Radia).
O czym jest ta płyta? Utwory, jakie możemy usłyszeć na krążku, poruszają wątki życia codziennego, relacje człowieka z naturą i Bogiem („Maryja czysta”, „Gdy Boża Mateńka po świecie chodziła”), czy też przynoszą historie miłosne, a nawet kryminalne (!). W „Oj, w nocy” czuć grozę już od pierwszych taktów. Muzyka jest niepokojąca, a tekst opowiada mrożącą krew w żyłach historię męża, mordującego brzemienną żonę. Utwór ten nawiązuje w swoim charakterze do pieśni nowiniarskich, przynoszących właśnie tego typu wieści: „Oj w nocy o północy, jeszcze kury nie zapiały, przyszedł Jakym do swej chaty, ludzie nie widziały (…) wziął siekierę spod ławy, odrąbał jej głowę”. Uzupełnieniem wątków kryminalnych jest pieśń, będąca relacją młodej dziewczyny („Nie bijże mnie mamo”) .
Poza inspiracjami tradycyjnymi melodiami, w warstwie brzmieniowej Wernyhory odnajdziemy również odwołania do muzyki dawnej – poprzez instrumenty Anny Oklejewicz czy sposób realizacji partii akompaniamentu. Skojarzenia z barokiem niosą kontrapunktujące instrumenty w „Było nie kopać” i „Gdy Boża Mateńka po świecie chodziła”. Flirty muzyki tradycyjnej z dawną dobrze się sprawdzają (wie o tym choćby Hughes de Courson). Tego typu muzyczny mariaż choć nie jest novum, z pewnością w wykonaniu Wernyhory jest atrakcyjny, by nie powiedzieć: porywający. Aranżacje są spójne i dopracowane.
Dźwięki, jakie wydobywają się z liry korbowej, fideli, rebeku, wiolonczeli czy skrzypiec, mogłyby stanowić solidne tło zarówno do filmów, jak i spotkań poświęconych kulturze bądź historii. Chyba nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że „Toloka” mogłaby stać się również ilustracją do gier wideo, kreując dawne pejzaże dźwiękowe.
To niezwykle poruszająca muzyka. Niemniej istotny jest fakt, że Wernyhora przywraca do obiegu kulturowego fragment, nieco zapomnianego dotychczas w Polsce, niematerialnego dziedzictwa Rusinów.