Ameryka nieodkryta, czyli wściekły Grabaż znów wskoczył w Pidżamę

Piętnaście lat po ostatnim wydawnictwie studyjnym, dwanaście po bezterminowym zawieszeniu działalności, w czasie którego zespół kilka razy okazyjnie koncertował i wreszcie cztery lata po oficjalnym ogłoszeniu powrotu na scenę… Wczesną jesienią 2019 roku fani Pidżamy Porno doczekali się nowej płyty swoich pupili. Formacja powstała w Pile w 1987 roku to bezsprzecznie jeden z najważniejszych przedstawicieli polskiego punk rocka i jeden z nielicznych, któremu ku niezadowoleniu ortodoksyjnych konsumentów muzyki z niezależnej sceny, a ku radości bardziej otwartych sympatyków, udało się przebić jeśli nie do mainstreamu, to przynajmniej gdzieś na jego rozpoznawalne przez ogół obrzeża. To zasługa zarówno po prostu dobrych, wpadających w ucho melodii, jak i tekstów. Krzysztof „Grabaż” Grabowski nie jest wybitnym wokalistą, co słychać zwłaszcza na koncertach, ale za to bodaj jednym z najlepszych polskich tekściarzy. Jego twórczość literacką z powodzeniem dało się spakować w wydany w 2008 roku tomik poezji zatytułowany po prostu „Wiersze”. Niebagatelny wpływ na poszerzenie grona odbiorców muzyki Grabowskiego miało jednak przede wszystkim rozwinięcie powstałego w 2002 roku projektu Strachy na Lachy. W nim Grabaż bez skrępowania podążał za swoimi nowymi fascynacjami muzycznymi. Sięgał do folku, gitarowego rocka, bubblegum rocka, jednocześnie czasem ocierał się o psychodelię, a jak trzeba było to i przyłożył z punkową swadą. Z czasem Strachy na Lachy stały się dla jego twórcy ważniejsze od Pidżamy Porno, od której stylistyki muzycznie, ale jeszcze bardziej mentalnie się oddalał. Ale że nie wszystkie piosenki pasowały do „Straszków”, a życie nie znosi próżni, to i przyszedł czas na wskrzeszenie Pidżamy….

Powrót z nowym albumem po tak długiej przerwie był mimo wszystko ryzykownym posunięciem. Czasem po prostu lepiej, gdy legenda pozostaje legendą. Piętnaście lat to przecież szmat czasu – zmienia się rzeczywistość, zmieniają się odbiorcy. Nie do końca wiadomo, czy starzy fani jeszcze żyją 🙂 i czy aby na pewno czekają na nową płytę. A młodych fanów może nie być wcale zbyt wielu. Do tego trzeba być przygotowanym na krytykę, która popłynąć może i od jednych, i od drugich. No ale Grabaż zaryzykował. Uszczuplił skład zespołu do ledwie trzech osób, obok siebie zostawiając w bandzie gitarzystę Andrzeja „Kozaka” Kozakiewicza i perkusistę Rafała „Kuzyna” Piotrowiaka. Na basie Pidżamę wspomaga kuzyn Kuzyna – Longin „Lo” Piotrowiak. I w takim właśnie składzie panowie nagrali „Sprzedawcę jutra”.

Jaka to płyta? Może nie jedna z najlepszych w dyskografii, ale i taka, której nie trzeba się wstydzić. Równa, solidna. Bez wielkich hitów, jak pochodzące z wcześniejszych wydawnictw, dziś już prawdziwie kultowe „Ezoteryczny Poznań”, „Bal u Senatora”, „Do nieba wzięci”, „Twoja generacja” czy „Nikt tak pięknie nie mówił, że się boisz miłości”, ale i bez zbędnych zapychaczy. Muzycznie z pewnością „pidżamowa”, tekstowo zdecydowanie „Grabażowa”. Tym razem jest to smutny, zawiedziony i wściekły Grabaż. Na „Sprzedawcy jutra” Grabowski daje upust temu, jak mocno uwiera go otaczająca polska rzeczywistość. Od samego początku to niemal polityczny manifest. Podział trawiący polskie społeczeństwo pojawia się już w otwierającym album „Wyście od Kaina, a my od Abla”. W kolejnym utworze, jednym z najlepszych na płycie „Hokejowym zamku” lider Pidżamy diagnozuje: „Daliśmy się zagarnąć żulom i hołocie. Tłum tumanieje – chrust na stosy już się zbiera (…) Tłum ma napięte mięśnie, twarze ma kaprawe. Na swoich stopach noszą tylko oba buty prawe. Maszerują chuje w swej obłędnej defiladzie. Tak maszeruje hańba, tak maszeruje badziew” i deklaruje: „Dlatego ja każdego dnia wyjeżdżam z Polski do… Polski”. W trzecim na płycie, chwytliwym „Nie kukizuj miła” Grabaż bez ogródek rozszyfrowuje nazwę rządzącej partii – „Parszywi i Syfiaści”. Potem też nie jest lekko. Wprawdzie w „Wyjdzie na jaw, że to pic” trąci lekkim optymizmem, ale w następnym, wykrzyczanym „Pomocy!” znów wylewa się żal, smutek, rozgoryczenie i brak wiary w lepsze jutro: „Wiem, że nie jest mi po drodze z jakimkolwiek stadem. Gdzieś pod sercem czuję kolec, kiedy mi zarzucasz zdradę. Spadły plagi na to plemię, już tu taki mamy klimat. Znowu wcześnie przyjdzie jesień, a po zimie zima”. W „Tonieta” atmosfera wreszcie nieco się rozluźnia – przynajmniej tekstowo, bo muzycznie to jeden z najmocniejszych utworów na płycie. Drapieżny pazur ma też „Suicide! Głos mówi do mnie”. Spokojniej robi się za to przy „Sądzie ostatecznym” i „Mokrym od Twoich łez”. Grabaż słynie ze zgrabnych piosenek o zawiłych meandrach damsko-męskich relacji, ale akurat ten utwór nie należy do najlepszych jego dokonań w tej dziedzinie. Sympatycznie i nieco „straszkowo” wypada następny na krążku „Śmierć z widokiem na morze”, Na koniec, żebyśmy nie roztkliwili się zanadto, otrzymujemy dwa potężne ciosy. W „Tu trzeba krzyczeć” jest naprawdę ostro: „Są w tym rządzie same wampirzyce i alfonsy. Same niemodne kiecki i oplute wąsy (…) Na słabych i bezdomnych trąbią policyjne surmy, ten gnój to prokurator, musi mieć coś z kurwy. Gdzie byłeś, co zrobiłeś, na więcej nie pozwolę. Weź mnie teraz nie przepraszaj, teraz to ja cię pierdolę”. I wreszcie finałowy numer „Sprzedawcy jutra” muzycznie utula nas do snu, ale to zdecydowanie mroczna kołysanka, po której mogą przyśnić się jedynie koszmary…

Po pierwszym uważnym przesłuchaniu płyty „od deski do deski” miałem ochotę zaszyć się w jakiejś podrzędnej knajpie i możliwie jak najszybciej znieczulić wysokoprocentowym trunkiem. To zdecydowanie nie jest album na poprawienie nastroju. Zmusza do refleksji. Muzycznie – bez fajerwerków. Brzmi jak Pidżama. Odkrywania Ameryki i wędrówek w nieznane nowe kierunki raczej nikt nie oczekiwał. W każdym razie ja na pewno nie. Tak czy inaczej „Sprzedawcy jutra” to dla fanów rzecz obowiązkowa. Dla tych, którzy Pidżamy chcieliby się dopiero zacząć uczyć już niekoniecznie. Chyba lepiej zacząć od „Złodziei zapalniczek”, „Styropianu”, „Marchfi w butonierce”

autor recenzji: Przemek Grzyb

wykonawca i tytuł: Pidżama Porno – Sprzedawca jutra
strona wykonawcy: facebook
odsłuch albumu: youtube