Któregoś weekendowego wieczoru miałyśmy z córkami w planach obejrzenie filmu. I na hasło „film” soki żołądkowe dały od razu sygnał, że i one chciałyby mieć z tego jakiś użytek. Słowem przekąska do filmu by „siadła”.

Poszukiwałam w kuchni czegoś odpowiedniego na tę okoliczność i wtedy zobaczyłam paczkę jarmużu, który zakupiłam z myślą o koktajlu. Koktajl tego dnia miałyśmy już zaliczony, więc towar był wolny.

Jarmuż niestety zdecydowanie nie przypadł do gustu latoroślom, więc cichaczem przemycałam im go w koktajlach. Tym razem jednak postanowiłam zagrać w otwarte karty i bez kamuflażu: przygotować jarmużowe chipsy. Pomysł wydał mi się znakomity zwłaszcza, że hasło „chipsy” jest w stanie przekonać do siebie niejednego warzywnego niejadka. Zabrałam się od razu do pracy. Przepis podpatrzyłam w programie kulinarnym „Jadłonomia” na Kuchnia+.

POTRZEBA

opakowanie jarmużu
1—2 łyżki oleju
spora szczypta soli
szczypta pieprzu
szczypta chili (opcjonalnie)

Piekarnik nastawiłam na 200°C. Liście dokładnie umyłam i wysuszyłam. Zgrubiałe łodygi poodcinałam, a listki podzieliłam na mniej więcej jednakowej wielkości kawałki  (2—3 cm) Wysuszone liście natarłam dokładnie olejem i doprawiłam przygotowanymi przyprawami. Rozłożyłam moje wymasowane olejem listeczki na wyłożonej papierem do pieczenia blaszce w odstępach i piekłam około 5 minut, pilnując by chipsy się nie przypaliły.

W obawie przed utratą życia po spożyciu nielubianego zielska, córki bardzo nieśmiało spróbowały chipsów…

— Eee, no dobre…

Teraz, moi mili, jarmuż zapisał się na stałe na naszej liście zakupów. Ale nie daję się namawiać na takie przekąski zbyt często, bo choć jest to z całą pewnością zdrowszy wariant chipsów, to jednak są to chipsy…