Dziś chcę Wam polecić kluseczki z moich rodzinnych stron. Wychowywałam się na Śląsku Cieszyńskim, gdzie dość silne były wpływy kuchni czeskiej i słowackiej. Stąd też kluski, o których mowa, mają różne nazwy: „fusate gałuszki”, „strzapate gałuszki”, a na Słowacji zwane są po prostu „strapaćka”.
Danie to kojarzy mi się z dzieciństwem i moją ukochaną babcią Helą. Babcia szykowała dla mnie te kluski, gdy wracałam zimą ze szkoły. To były wczesne lata 80-te. Czasy były ciężkie, ale moi dziadkowie zawsze dbali żeby na zimę oprócz kiszonej kapusty była cała piwnica ziemniaków, buraków, marchewki i jabłek. Wszystko pochodziło z naszej działki. To dawało gwarant przetrwania i bezpieczeństwa. I ta troska babci by nasycić zmarzniętą wnuczusię po powrocie ze szkoły. Gdy to wspominam, wiem, że wszystko będzie dobrze! Skoro wtedy daliśmy radę to teraz też! Dbajmy o siebie wzajemnie!
Proste i bardzo energetyczne danie wprost idealne w zimowy, mroźny dzień. Kluseczki okraszone były skwarkami i posypane bryndzą, a do tego kubek maślanki. Poezja! Przepis, który zamieściłam poniżej, to wersja najprostsza, ale można też dodać jajko. Taką samą nazwę mają też kluski z ziemniaków ugotowanych i surowych (pół na pół) – wtedy dodaje się 2 jajka do masy. Każda wersja smakuje wybornie. Polecam.
POTRZEBA
½ kg pszennej mąki
1 kg starych ziemniaków
150 gr bryndzy
150 gr słoniny lub boczku
sól
pieprz
Przepis:
Ziemniaki zetrzeć na tarce i wymieszać z mąką, soląc ciasto. Moczoną we wrzątku łyżką kłaść kluseczki na osolony wrzątek. Gotować, aż wypłyną, po odcedzeniu przelać zimną wodą. Słoninę pokroić w kosteczkę i wysmażyć skwarki. Do skwarek dodać odcedzone kluski, wymieszać. Wyłożyć na talerz, posypać bryndzą, czarnym świeżo zmielonym pieprzem i podawać.
Idealne, proste i tanie danie.