Wychowywałam się w czasach gdy trudno było zdobyć słodycze. W tamtych czasach w moim domu, raz w tygodniu piekło się ciasto „ na niedzielę”. Zazwyczaj w sobotę. Po sobotnich porządkach, późnym południem, można było już liczyć na mały kąsek słodkości, upieczonej przez mamę lub babcię. No tak. A jeżeli miało się ochotę w tygodniu na porcję słodkości, a po niedzielnym cieście pozostało tylko mgliste wspomnienie? No cóż, w takiej sytuacji sprawę ratował kogiel-mogiel. Mieszkając na wsi, dostęp do świeżych jaj mieliśmy non stop. Tak więc w momencie krytycznym, gdy „cukier w organizmie opadł”, kręciło się ów XVII-wieczny smakołyk.

Ponieważ sezon truskawkowy nabiera tempa, proponuję wersję „deluxe” tego deseru. Będą to truskawki zapieczone w koglu-moglu. Taki prawie suflet, tylko bez piany z białek. Rozkosz dla podniebienia, bo fuzja puszystego słodkiego kremu z truskawkami choć prosta – sporządzona zaledwie z 3 składników — jest mega przepyszna. Co najważniejsze, w odróżnieniu od sufletu, który jest chimeryczny i lubi opaść, pianka kogla‑mogla zawsze wychodzi. W dodatku przygotowanie tego złocistego deseru z sezonowymi owocami zabierze nam zaledwie 15 minut.

Do dzieła!

Potrzeba:

— żółtka — 4 szt.

— cukier brązowy — 4 łyżki

— esencja waniliowa — 1/2 łyżeczki

— sól — szczypta

— truskawki — 1 szklanka

Żółtka ubiłam z cukrem, solą i esencją waniliową na puszystą masę. Oznaką, że masa jest gotowa, jest jej jasny kolor. Truskawki umyłam i oczyściłam, podzieliłam na połówki, a większe okazy na ćwiartki.

Do naczynek do zapiekania włożyłam truskawki, zalałam masą jajeczną, wstawiłam do piekarnika nagrzanego do 180ºC, piekłam ok. 8—10 minut, do lekkiego zarumienienia wierzchu deseru. Podałam ciepły. Deser miał na górze piankową skorupkę a w środku ciepłą gęstą lawę. Pomruki zadowolenia mówiły same za siebie.

Taki błogi nastrój niechaj towarzyszy Wam jak najczęściej, dodając otuchy, że z każdym dniem będzie lepiej!!!