Tej soboty wstałam wcześniej niż zamierzałam. Od razu przystąpiłam do zaparzenia kawy. Ta latynoska bogini bowiem niezmiennie od lat towarzyszy mi o poranku i pomaga przywrócić funkcje życiowe. Dzięki niej właśnie umysł zaczął z wolna ogarniać rzeczywistość a żołądek zasygnalizował swoje braki. I stanęłam nieoczekiwanie przed wielkimi dylematami życiowymi- co przygotować na śniadanie? Może pod wpływem Podróży z Dzienników Gwiazdowych Lema a może po prostu z własnej prozy życia wiedziałam, że będą to jajka, bo prawie zawsze w sobotę jemy jajka. „Miałem jeszcze parę jajek w lodówce, a też skrawek boczku…” (Podróż dwudziesta).

Ale jak je przygotować? Na miękko? Sadzone a może omlet? Nie wiedząc w którą stronę się zwrócić jak postać z Podróży siódmej Lema powlokłam się do kuchni i zupełnie jak w tekście mistrza — „pojawiła się tam, między zlewem a kuchenką, mglista sylwetka ludzka w fartuszku, lejąca ciasto omletowe na patelnię”.

Tak mniej więcej, tak musiałam wyglądać… Ale nie poprzestałam na jednym przepisie. Być może nakręcona literaturą Lema urządziłam rodzinie festiwal jaj. Przygotowałam i jajeczka gotowane na miękko i jajeczka sadzone i jajecznicę i omlet. A co!

Jak tego wszystkiego dokonałam? Czytajcie dalej! Oto przepisy na wszystkie te dania. Czy Lemowi by smakowały? Tego się już nie dowiem. Smakowały mojej rodzinie — a ta opinia jest dla mnie najważniejsza.

Omlet :

2 jajka

1 łyżka masła

szczypta soli

szczypta pieprzu,

3 łyżki mleka

kilka krążków papryczki chilli

garść pomidorków koktajlowych

Do miski wbiłam jajka, dodałam sól, pieprz i mleko, odstawiłam. Rozgrzałam małą patelnię na średnim ogniu, dodałam pół łyżki masła, by się roztopiło. Wrzuciłam papryczkę chilli, W międzyczasie roztrzepałam jajka trzepaczką na jednolitą masę. Na patelnię dodałam resztę masła i rozprowadziłam je po patelni. Wlałam masę jajeczną . Delikatnie poruszałam patelnią by masa jajeczna równo się rozlała po całej powierzchni patelni, następnie odstawiłam z powrotem na ogień na kilka sekund tak aby spód się ściął, Szpatułką delikatnie odchylałam brzegi omleta by masa omletowa mogła skorzystać z rozgrzanego dna patelni. Wtedy na jeszcze nie całkiem ściętą górę wrzucam przekrojone na pół pomidorki koktajlowe, ser, np. feta. Poruszałam często patelnią i odstawiałam na ogień tak aby masa jajeczna szybko się napuszyła ścięła. Smażenie omletu powinno trwać bardzo krótko, wtedy będzie idealny puszysty, miękki, delikatny i wilgotny. Powinien rozpływać się w ustach. Absolutnie nie może być przypieczony i wysuszony.

Za pomocą łopatki złożyłam omlet na pół i przełożyłam na talerz. Posypałam świeżo zmielonym pieprzem i obsypałam rukolą.

„Rano jem zawsze jajka na miękko, a hotel, w którym można by je dostać do łóżka, nie ścięte razem z żółtkiem w obrzydliwy sposób, jeszcze nie został wybudowany”.

Mistrzu Lemie wybacz podam przepis na jajka aksamitne nie mające nic wspólnego z obrzydliwością. No sorry nie lubię…..

Jajko na miękko:

przydatna informacja- długość gotowania jajek uzależniona jest od ich wielkości.


Małe — 3,5 minuty
Średnie — 4,5 minuty
Duże — 5,5 minuty

Garnek powinien być na tyle duży, by pomieścić na dnie jajka ułożone jedno obok drugiego. Nalej do garnka wody i doprowadź ją do wrzenia. Możesz na ten czas przykryć garnek przykrywką, by woda szybciej się zagotowała. Przygotowane wcześniej (i umyte) jajka wkładałam przy pomocy łyżki do gotującej się wody. Jeśli jajko pękło, oznacza to, że prawdopodobnie miało już wcześniej uszkodzoną skorupkę lub nie było świeże. Ustawiłam czas gotowania dostosowany do wielkości jajek. Po włożeniu jajek do wody zwiększyłam power palnika. Pilnowałam by woda nie szalała, bo jajka wtedy popękają. Gdy minął wyznaczony czas wylosowałam jajka łyżką i przełożyłam je do (przygotowanej wcześniej) zimnej wody. Zatrzymałam w ten sposób proces gotowania.

„— Gdzie piątkowy? — spytałem zdziwiony, wracając. Czwartkowy systematycznie rozbijał jaja nożem i wypuszczał ich zawartość na skwierczący tłuszcz. — Pewnie gdzieś obok soboty — odparł flegmatycznie, mieszając szybko jajecznicę. — O, bardzo przepraszam — zaprotestowałem — ty już przecież jadłeś we środę swoje i nie masz prawa po raz drugi jeść środowej kolacji! — Te zapasy są równie dobrze twoje jak moje — spokojnie nożem podważał przypiekające się brzegi jajecznicy. — Ja jestem tobą, a ty mną, więc to wszystko jedno…” (Podróż siódma)

Jajecznica na boczku

1 łyżka masła

2 jajka

1 mała cebula

50g boczku

sól pieprz

Do miski wbiłam jajka. Boczek pokroiłam w paseczki, cebulę w drobną kostkę. Boczek podsmażyłam na patelni. Pozwoliłam, by tłuszcz z boczku powoli się wytapiał. Gdy skwareczki się zmniejszyły i zarumieniły dodałam łyżkę masła. Gdy się roztopiło, na arenę wskoczyła cebula, którą zeszkliłam mieszając zawartośc patelni. Teraz kolej na jajka. Gdy przywarły do cebuli i boczku zgodnie się z sobą łącząc, doprawiłam solą i pieprzem. Lubię jajecznicę wilgotną nieprzesuszoną, więc mogłam ją podawać.

„Lepiej rozważyć, co milsze — jajecznica, czy jaja sadzone? Zdecydowałem się właśnie na oczka, kiedy dom zadygotał. Jajka, jeszcze nie ścięte, chlupnęły na podłogę, a jednocześnie, wpółzwrócony ku schodom, usłyszałem przeciągły rumor, jakby lawiny”. (Podróż dwudziesta)

Jajko sadzone

1 jajko

1 łyżka masła

sól

Na patelni z nieprzywierającym dnem rozpuściłam masło. Gdy się roztopiło wbiłam jajko. Zmniejszyłam ogień i smażyłam do czasu, gdy białko jajka ścięło się, a żółtko zgęstniało. Zajęło to jakieś 3 minuty. Przechyliłam patelnię z jajkiem i nabrałam łyżką masło ze smażenia. Polałam nim jajko i pozostawiłam jeszcze kilka sekund. Z największą czułością przy pomocy drewnianej łopatki wyjęłam jajko na talerz i podałam.

Nie było u mnie katastrofy kulinarnej jak w zacytowanych wyżej fragmentach dzienników. Jajeczko było idealne aksamitne, takie jak lubię. Omlet puszysty, jajecznica nie wylała mi się na kuchenkę a jajko sadzone ciepło spoglądało na mnie swym żółtym okiem pewnie ciesząc się, że nie przypaliłam delikatnych falbanek białka. Gdy zjedliśmy com przygotowała, „…dom zadygotał…, ale może mi się wydawało.