KONCERT już 7 grudnia w Klubie Bolko!
DR MISIO – ZMARTWYCHWSTANIEMY
autor recenzji: Radosław Duszyński
To nie jest pusta obietnica
Arkadiusz Jakubik nie jest osobą, obok której można w ostatnich latach przejść obojętnie. Zapewne duża część z nas bardziej kojarzy go z ról filmowych, ale okazuje się, że potrafi odnaleźć się także na rynku muzycznym. Założony z jego inicjatywy zespół Dr Misio zaczął pracować nad materiałem w 2008 roku. Kolejnymi dwiema płytami, „Młodzi” z 2013 roku oraz „Pogo” z 2014, udowodnili że mają „małe co nieco” do powiedzenia – albo raczej do wyśpiewania – tym którzy potrafią i lubią słuchać. Uzbrojeni w tą wiedzę, możemy spokojnie ustawić się w kolejce pod drzwiami do gabinetu doktora. Nie obawiajcie się jednak, ponieważ wszyscy zostaniemy przyjęci.
W przeciwieństwie do poprzednich dwóch, bardziej rockowych krążków, trzeci jawi się nam jako bardziej komercyjny ukłon przygotowany dla szerszej publiczności. Jednak niczego przy tym nie tracimy, bo „misiowej” muzyki nadal słucha się bardzo dobrze. Ciężko to granie zaszufladkować, bo można szukać przedrostków podobnych do indie- czy pop-, często ostatnio przypinanych do lekkich rockowych wydawnictw, ale przecież nikt nas do tego zmuszać nie będzie, lepiej samemu, „nausznie” się o wszystkim przekonać.
Nie chcę zaczynać kolejnego zdania od „no więc” – jakkolwiek bardzo by ono tutaj nie pasowało – także to stwierdzenie pominę i przejdę do rzeczy. Na ostatnie wydawnictwo z maja 2017 roku, składa się 11 raczej lekko strawnych utworów, ledwo przekraczających próg długości 3 minut i 30 sekund, które pozwalają nam na prawie 42 minuty całkiem miłego zapomnienia.
Jedyny wyjątek stanowi „Klubokawiarnia Smutek”, który to utwór przeciągnął się zespołowi aż do 5 minut. Wszyscy jednak dobrze wiemy, że przy kieliszku czas szybko leci i na wspominki się człowiekowi zbiera. Melancholię wspomaga tutaj niespieszne tempo i ochrypły wokal frontmana.
Z kolei, zupełnie odmienny, skoczny i melodyjny kawałek „Pismo”, dotyka mocno kontrowersyjnych treści kościelnych, które w ostatnich latach nas Polaków coraz częściej dzielą. Pan Jakubik przy okazji licznych ról filmowych, polubił się z Wojciechem Smarzowskim na tyle, że reżyser przyłożył swoją dłoń także do teledysku ekranizującego ten utwór. Pozycja według mnie, jak najbardziej obowiązkowa, ponieważ usłyszeć to jedno, a zobaczyć Misia w akcji to zupełnie co innego.
„Mordor” i Imię Saurona ma nam z kolei otworzyć oczy na panoszące się korporacje, zamieniające nas pracowników w posłuszne korpo-orki, które dla sukcesu potrafią zatracić samych siebie. No bo czego się nie robi dla kierownika?
Bardzo aktualny problem „sieciowych trolli” podejmowany jest w kawałku „Hejter”. Mocno prześmiewczy, ale dosadny w przekazie, nie pozostawia wątpliwości co do jednego z większych problemów Internetu, oraz tego jak powinniśmy się z nim zmierzyć.
W podobny temat – komputerowej rzeczywistości – wciąga nas „Bądź Moim Googlem”. Tu jednak zagłębiamy się w problem powolnego rozpadu więzi międzyludzkich, które coraz częściej przelewamy na ekrany urządzeń elektronicznych i zastępujemy przez pracę kolejnych aplikacji.
W końcu tytułowy „Zmartwychwstaniemy”, jakkolwiek dla mnie trudny do wymówienia i zapisania, dotyka tematu życia, śmierci i oczywiście tego co przychodzi później. Świetna, hipnotyzująca, rockowa kompozycja z elementami etnicznymi oraz elektronicznymi, okraszone są niebanalnym i trafnym tekstem, dotyczącym nas wszystkich. Jeden raz nie wystarczy żeby się nim nacieszyć, bowiem można go odtwarzać w kółko. Melodie zarówno zwrotki jak refrenu, cały czas grają mi w myślach, a utwór jest jednym z tych, których ciężko się pozbyć z głowy. Jednakże, piosenka daje tyle przyjemności, że nawet nie próbuję, zamiast tego po prostu pozwalam jej brzmieć.
Każda kompozycja na płycie dotyka czegoś co nam bliskie, co obserwujemy na co dzień. Dr Misio stara się pokazać nam – we właściwy sobie sposób – co robimy źle oraz nad czym powinniśmy się trochę bardziej zastanowić. Muzyka zespołu nie ma tutaj być wyrazem wirtuozerii, a teksty Krzysztofa Varga i Marcina Świetlickiego nie mają ambicji doścignąć trzynastozgłoskowca Adama Mickiewicza. Melodia ma przyciągać, a nie przeszkadzać, natomiast tematy są wyciągnięte prosto z naszego własnego życia.
Co prawda, nie dane nam było doświadczyć muzycznej strony Arkadiusza Jakubika na festiwalu w Opolu, ale nic straconego. Możemy go przecież zaprosić – z całym niedźwiedzim gabinetem – do siebie i pełną terapię odbyć osobiście, prywatnie, niemalże twarzą w twarz.