Zapraszamy na kolejny koncert w ramach projektu Świdnickie Recenzje Muzyczne,
dzięki któremu Wasze recenzje mają wpływ na nasz repertuar!
71TONMAN
Koncert odbędzie się dzięki recenzji albumu „Earthwreck” napisanej i przesłanej nam przez Krzysztofa Kowalewskiego. Jego tekst zajął 3. miejsce w naszym rankingu. Zapraszamy do lektury:
71TONMAN – Earthwreck
Są podobno gdzieś ludzie, dla których szklanka jest do połowy pełna. Ja żadnego nie znam, więc skupię się na tych, dla których jest ona do połowy pusta, a dokładniej na tej ich podgrupie, dla której woda pozostała w szklance zaskakująco szybko paruje. Doom metal niejedno ma imię i nie mam tu zamiaru zagłębiać się w mniej lub bardziej sztuczne jego kategorie. Dość powiedzieć, że jest to muzyka specyficzna i nie skierowana do przeciętnego konsumenta dźwięków. W Polsce zadziwiająco skutecznie rośnie podziemie doommetalowe, grające w kategoriach najbardziej pesymistycznych i dołujących. Jeśli nie mieliście dotąd do czynienia z tym podziemiem, to spieszę donieść, że jest to granie zimne, wolne, niskie i ciężkie. Melodia w polskim doomie jest czymś równie mitycznym, jak „zimniok” dla łotewskiego chłopa (nie brak za to halucynacji i śmierci z niedożywienia). W tej właśnie specyficznej dziedzinie, od ładnych kilku lat działa wrocławska grupa 71TONMAN, na której ostatnie dzieło chciałbym zwrócić dziś Waszą uwagę.
Album zatytułowany „Earthwreck” ukazał się w 2017 roku nakładem wydawnictwa Black Bow Records. Już doskonała okładka autorstwa Szymona Siecha zapowiada, że na kolory nie ma co liczyć. I rzeczywiście po pierwszych 35 spokojnych sekundach otwierającego album „Lifeless” zaczyna się miażdżenie i wysysanie nadziei.
Środki wyrazu zastosowane przez zespół nie są odkrywcze ani szczególnie wysublimowane – ot proste, wolne i ciężkie riffy wypełniane nisko zestrojonymi przejściami na kotłach. Mimo prostych środków, kłamstwem byłby stwierdzenie, że również muzyka zawarta na albumie jest prosta. Czym więc wyróżnia się „Earthwreck”? Przede wszystkim całość jest spójna – nie ma tu wyskoków typu „dołóżmy dwa szybkie do poskakania i cover”. Osobiście przypadło mi również do gustu to, że zespół nie dał się złapać, jak sporo innych doomowych kapel, pokusie przekombinowania (zwłaszcza jeśli chodzi o podziały rytmiczne). Jest prosto, ale dzięki subtelnym zabiegom, jak nienachalna obecność elektroniki powiększającej przestrzeń („Zero”, „Phobia” …) oraz inteligentnie rozwiązanym szybszym wstawkom i solówkom (tu zwłaszcza na uwagę zasługuje gitarowe solo na koniec „Negative”) utwory są rozróżnialne i jedynie z pozoru można by się nabrać na to, że muzyka na „Earthwreck” jest monotonna. W tym miejscu wielki ukłon należy przesłać w stronę realizatora za to, że umiał dokonać „sprawiedliwego” miksu albumu – wokal mimo głębi i miejscami wielowarstwowości nie dominuje nad gitarami, a staje się jakby dodatkowym instrumentem dopełniającym obrazu pesymistycznej całości. Podobnie ma się rzecz z bębnami – mądrze zastosowane w większości ciemne, krótkie i „piaskowe” blachy mimo (momentami) gęstego grania nie przykrywają ciężaru nisko strojonych „strunowców”.
Jeśli chodzi o wyróżniające się utwory to mnie szczególnie przypadła do gustu „Phobia”, która po wstępie z wyjącymi syrenami przybiera muzycznie formę lawiny błotnej sunącej wolno lecz z taką nieuchronnością, że zamiast uciekać człowiek ma ochotę usiąść i podziwiać żywioł, który w końcu i jego pochłonie. Fanom nieco szybszego grania może spodobać się również zamykający album utwór „Spiral”, który przez krótki moment dowodzi, że panowie potrafią grać szybciej (to chyba taka pobudka dla tych, którzy w trakcie słuchania za bardzo odpłynęli). Na szczęście ten krótki wyskok nie psuje obrazu całości, a muzyka szybko wraca do właściwego tempa i taka pozostaje do ostatnich dźwięków.
Polecam album wszystkim tym, którzy mają ochotę na odskok z dołu codzienności w dół innego rodzaju i nie boją się, że trudno będzie się z niego wygrzebać.