Poniższa recenzja zostałą nagrodzona w 7. edycji Świdnickich Recenzji Muzycznych 

autorka recenzji: Martyna Czerniec

wykonawca i tytuł: Wczasy – To Wszystko Kiedyś Minie

Po sukcesie debiutanckich „Zawodów”, duet Wczasy powrócił po 3 latach na rynek muzyczny ze świeżym, nieco bardziej post-punkowym i shoegaze’owym albumem. „To Wszystko Kiedyś Minie” jest płytą osadzoną w ejtisowej zimnej fali i synth popie, z kawałkami które nie starają się być dziełem konceptu, a raczej szczerym zapisem tego, co aktualnie tkwiło w głowach twórców. Ta prostota ujęła słuchaczy od początku. Maczalukowi i Żwirelle nigdy nie zależało na dokonywaniu karkołomnych wyczynów, by być muzykami, których twórczość to religia, proces tworzenia wymaga osiągnięcia nirwany, a image ma epatować boskością, siłą i potęgą rocka. Jak sami mówią, nie tworzą „Eye of the Tiger” a raczej wolne żarty z coachingu i pseudomotywacyjnych zebrań.

Trudno umiejscowić Wczasy na płaszczyźnie polskiej alternatywy, jednak kilka wydarzeń w niedługiej na razie historii zespołu pozwoliło mu usytuować się we względnie stabilnym punkcie undergroundu. Wydany na singlu utwór „Dzisiaj jeszcze tańczę” trafił swego czasu do ramówki TVN-u, dzięki czemu sporo osób, którym wczasy kojarzyły się tylko z tymi w Ciechocinku, mogło albo zachwycić się oldschoolowym klimatem, albo wspomnieć „dobre” czasy Kombi czy Lecha Janerki. To pewnie dlatego średni wiek słuchaczy waha się w okolicach 27-30 lat; sam Bartłomiej Maczaluk w wywiadzie dla Papaya.Rocks stwierdził, że wczesny kryzys wieku średniego objawia się słuchaniem ich muzyki. Jednak nie tylko VHS-owy klimat, image chłopaków rodem z małomiasteczkowego podwórka i mgliste syntezatory przekonują do włączenia któregoś z kawałków. Na nowym albumie znajdujemy przede wszystkim t e k s t y, oczywiście zgrabnie owinięte warstwą dźwiękową, jednak stanowiące mocny trzon wydania. „Zawody” bez zwątpienia były zaangażowane społecznie; wystarczy spojrzeć choćby na utwory „Ryszard, Ciągle Sam” czy tytułowe „Zawody”, dźwięczące echem płaczu załamanych millenialsów. W innych na główny plan wysuwała się ironia, swobodne przemyślenia o bardzo prostych sprawach, albo nostalgiczna tęsknota, bo „kiedyś to było”. Po takim debiucie wielu ma wątpliwości, czy Wczasów można słuchać na poważnie. Odpowiedź zdaje się zbliżać przy okazji następnego krążka.

„To Wszystko Kiedyś Minie” również mierzy się z rzeczywistością. Szczerość nieraz wykrzyczanych słów pozwala mniemać, a nawet mieć pewność, że z identyczną rzeczywistością mierzą się ich autorzy. Zapowiadający płytę drugi singiel „Polska (serce rośnie)” to wręcz kwintesencja tego, czym są Wczasy. Został okrzyknięty hymnem dekadentyzmu i trudnej miłości do ojczyzny, bo nie sposób doszukać się w nim słowa wypowiedzianego bez ironii. Takiej właśnie spodziewaliśmy się nowej płyty – ze wszech miar przesiąkniętej cynizmem i wizją „dzisiaj” w krzywym zwierciadle. Myślę, że udało się to nieźle. Utwory pod osłoną beatów i efektów rodem z techno, dotykające problematyki społecznej jak „Nie dla nas, Inny Świat” i „Biorę do siebie” wskazują w jasnym świetle nie tylko polskie dolegliwości, czyli brak wyrozumiałości oraz efekty szybkiego rozwoju technologicznego, ale i powiązane z tym przeciążenie ludzkiego mózgu ogromnymi dawkami informacji. Pomimo tekstów mówiących jasno o temacie, interpretacje bywają przeróżne, a to raczej dobra cecha. Nie są płytkie, każdy znajdzie w czeluściach tej ironii i nostalgii coś dla siebie. Do tańczenia i do płakania.

Albumowi nie sposób zarzucić tematycznej monotonii. Swobodną przestrzeń znalazły tu też utwory bardziej osobiste, takie jak chłodny, syntezatorowy „Opuścić dom” lub hipnotyczny, transowy, nomen omen, „Trans”. Reszta nieco zaskakuje. W moim odczuciu w większości na plus. W czterech z dziesięciu utworów usłyszeć możemy featy. Można byłoby obawiać się, że wprowadzenie na krążek kilku innych artystów zaburzy „wczasowość” Wczasów, jednak tu pojawiło się kolejne miłe zaskoczenie. Grający klubowe numery w stylu lat ’90 Eurodanek, biorąca udział w girlsbandzie Shyness! czy zespole Rebeka Iwona Skv, Gosia Zielińska znana z Rycerzyków, a także altpopowy duet Enchanted Hunters wpasowali się w klimat na szóstkę – pomimo całkiem rozbieżnych inspiracji muzycznych i własnych brzmień.

Druga płyta jest dużym krokiem w przód duetu Bartłomiej Maczaluk i Jakub Żwirełło. Nie tylko przez fakt, iż czas, w jakim album ten był tworzony znacznie utrudniał jego wydanie, ale przede wszystkim ze względu na widoczny rozwój warsztatu w warstwie tekstowej. Postęp zauważyły też media, co przyniosło Wczasom spory sukces – usytuowali się na 9. miejscu plebiscytu „Płyta Roku” Gazety Wyborczej, co bez kozery można uznać za poważne wyróżnienie.

W „To Wszystko Kiedyś Minie” niezadowolenie z tkwienia w pracy w korporacji wciąż jest słyszalne, choć elementy te nie są już tak dobitne jak chociażby w „Smutnym Disco” z „Zawodów”. Tradycyjna, delikatna psychodelia łagodzi całokształt, przez co nie słyszymy cukierkowego synth popu, a eskapistyczne brzmienie stające się powoli znakiem rozpoznawczym Wczasów. Jest ono na tyle nieoczywiste, że ciężko określić komu może się spodobać, a komu nie, a co za tym idzie – do czego można je porównać, i to uważam za świetne. To otwarte drzwi z zaproszeniem i dopiskiem – „nikogo nie wygonimy”. Wczasy to Wczasy. Do nagrania czegoś dobrego potrzebują paru klawiszy, strun i swobody tworzenia. A my potrzebujemy ich dalej, żeby nadgonić czasem rzeczywistość.