Poniższa recenzja została nagrodzona w 7. edycji
Świdnickich Recenzji Muzycznych

autor recenzji: Jacek Czarnecki

wykonawca i tytuł: Taxi Caveman – Taxi Caveman

Taxi Caveman to zupełnie nowy gracz na polskiej scenie stonerowej. Mimo swojej świeżości jego skład zasilają członkowie m.in. takich kapel jak Trup czy Black Tundra, które na scenie metalowej są już znane od kilku lat. Debiutancki album „Jaskiniowca” zatytułowany po prostu „Taxi Caveman” ukazał się pod koniec sierpnia ubiegłego roku. Płyta została wydana przez wydawnictwo Piranha Music, które w ostatnim czasie wypuściło kilka wybitnych krążków. Krzta, Las Trumien czy Diuna to zaledwie kilka mocnych pozycji, które odniosły spory sukces. I nie inaczej jest w tym przypadku.

Kiedy pierwszy raz zasiadłem do odsłuchu omawianej płyty nic nie wskazywało na prehistorycznego kopa w zad, którego właśnie miałem otrzymać. Moim oczom ukazała się komiksowa okładka przedstawiająca amerykańską taksówkę, szybującą w przestrzeni kosmicznej na tle planet i portalu, z którego wylatują dinozaury. Brzmi to jak klasyczny opis tandetnej powieści z lat 70-tych, co właściwie idealnie pasuje do narkotycznych motywów spacerockowych kapel. Jednak to nie space rock okazał się być tutaj główną formą muzyczną.

Już od pierwszych sekund numeru „Building with Fire” jesteśmy wgniatani w fotel taksówki pędzącej przez dzikie i niebezpieczne tereny gdzieś w epoce kredy. Szybkie i brutalne przejście dodatkowo zaakcentowane prymitywnym „Uh!” od razu wzbudziło mój entuzjazm. Ogromna ilość fuzz’u i przesterów, połączonych z kapitalną stopą perkusyjną oraz przestrzennym wokalem sprawiła, że moje skojarzenia od razu powędrowały do ukochanego High On Fire. Jest dziko i szybko, bez zabawy w psychodeliczne i spokojne przejścia. Jednym słowem: rewelacja!

Po szalonym locie kosmiczną taryfą przyszła kolej na wolniejsze, lecz wciąż napompowane energią „I, The Witch”. Mroczne intro wprowadza odrobinę doom-metalowego klimatu, z którego słyną takie klasyki jak chociażby Monolord czy polski Dopelord. Mocno wybrzmiewający refren buduje napięcie, któremu zespół daje upust pod koniec utworu w postaci szybszego tempa i szalonych solówek. Skoro wspomniałem o klasyce, to nie mogło zabraknąć również muzycznego nawiązania do ojców stonera, czyli zespołu Black Sabbath. Bardzo klasyczny numer „Prisoner” oparty na płynącym riffie z wyjącymi wokalami a’la Osbourne, jest zaledwie chwilą spokojnego oddechu przed następną jazdą jaką jest utwór „Asteroid”. Ten dynamiczny kawałek ze świetnymi, skandowanymi refrenami to wspaniały przykład tego, jak dużo zmienia odpowiednio podkręcony bas. Szalona ucieczka przed asteroidami kończy się spacerockowym przejściem, które przenosi w bardziej rock’n’rollowe klimaty. Instrumental „426” to wspaniały pokaz umiejętności gitarzysty oraz tego, że nawet bez wokali „Jaskiniowiec” potrafi rozbujać słuchacza jak należy.

Kończący album „Empire of The Sun” to natomiast kawałek z zupełnie innej beczki lub też planety.
Z dzikich i brutalnych światów przenosimy się do królestwa słońca położonego na piaszczystych wydmach. Buczące brzmienie gitar ustępuje lekkiemu przesterowi, a tempo utworu znacząco zwalnia. Również grzmiące wokale ustępują wysokim tonom, które współtworzą sielankowy wręcz klimat. Bardzo progresywny i psychodeliczny utwór, który z pewnością przypadnie do gustu wszystkim zwolennikom desert rocka znanego z regionu Palm Desert. Ponad dwanaście minut to wystarczający czas, aby móc trochę ochłonąć po szalonej jeździe jaką zafundował kierujący taksówką „Jaskiniowiec”.

„Taxi Caveman” to świetny debiut naprawdę dobrze zapowiadającej się kapeli, która doskonale wie na czym polega stoner. Ten ponad półgodzinny materiał to idealne połączenie brutalnej siły z czystą fantazją, zahaczającą o psychodeliczne akcenty. Płyta dostarcza mnóstwa frajdy i energii. Udowadnia również, że ten gatunek w naszym kraju ma się świetnie i wciąż się rozwija. Myślę, że zdecydowanie warto sięgnąć po „Taxi Caveman” i samemu udać się w dziką podróż po prehistorycznym kosmosie.