Recenzja została nagrodzona w 8. edycji Świdnickich Recenzji Muzycznych – konkursu, które daje lokalnym fanom muzyki wpływ na repertuar koncertowy Świdnickiego Ośrodka Kultury. Pełne zestawienie najlepszych płyt i nadchodzące koncerty na stronie: https://sok.com.pl/recenzje/
autor: Jacek Czarnecki
Owls Woods Graves – Secret spies of the horned patrician
Diabły, punki i inne straszydła
Od zawsze ceniłem sobie wykonawców, którzy mimo jasno określonej estetyki są w stanie poszerzać swoją dyskografię bez powielania tych samych, utartych schematów. W przypadku scen muzycznych takich jak crust oraz hardcore-punk ciężko mówić o rozwojowym podejściu do tworzenia nowych kompozycji. Artyści współtworzący wspomniane style często zamykają się w wąskich ramach gatunkowych, niechętnie sięgając po odmienne formy. Na szczęście są takie zespoły jak Owls Woods Graves, którego najnowszy album „Secret spies of the horned patrician” może być wzorem dla większości kapel działających w tym obszarze muzyki alternatywnej.
Owls Woods Graves to projekt muzyczny założony w 2015 roku przez Michała „The Fall” Stępnia oraz Piotra „E.V.T.” Dziemskiego. Obaj panowie znani są ze swojej działalności w krakowskim Medico Peste a także ze wspierania tras koncertowych blackmetalowej Mgły. W związku z tym informacja o dołączeniu do składu OWG Mikołaja „M.” Żentary (współzałożyciela wspomnianego zespołu) nie była dla mnie szczególnym zaskoczeniem. Od początku pokładałem spore nadzieje w tej współpracy i przyznam szczerze, że się nie zawiodłem.
Na wstępie chciałem zwrócić uwagę na oprawę graficzną albumu, która zawsze stanowi dla mnie gratkę jako kolekcjonera płyt. Okładka została zaprojektowana przez Roberta A. von Rittera, artystę powszechnie znanego i szanowanego w środowiskach metalowych za jego styl łączący fantastykę z horrorem. Podobnie jak w przypadku dwóch poprzednich nagrań, przeważa czarno-biała kolorystyka przedstawiająca scenę rodem z horroru, gdzie wyłaniające się z leśnego mroku straszydła, sięgają do przerażonego nieszczęśnika. Zawsze ceniłem sobie dzieła Roberta za dbałość o detale i tyczy się to również omawianej grafiki. Bogate zdobienia i mocna kreska idealnie oddają mroczną naturę nagrania, zdradzając przy tym w jakie wymiary muzyczne zostaniemy za moment przeniesieni.
Album otwiera utwór „The Entity”, który od samego początku wciąga słuchacza w pędzący wir gitar i bębnów. To co od razu można zauważyć, to szybka i punkowa perkusja, agresywna linia gitar oraz rozdarty blackmetalowy wokal Stępnia. Zdzieranie gardła i miażdżące tempo tego kawałka nie pozostawia złudzeń, że Owls Woods Graves nie odeszło od drogi obranej na debiutanckiej EP-ce. Black metal i hardcore krzyżują się z wyraźną przewagą tego pierwszego, powoli wprowadzając słuchacza w głąb czarnego lasu. A to dopiero początek!
O wiele skoczniejszy kawałek „Return of Satan” przechyla natomiast stylistyczną chorągiew w stronę klasycznego punka. Chwytliwa melodia oraz rozśpiewane chóry na refrenach przywołują skojarzenia z punkowymi klasykami pokroju Misfits czy nawet Ramones. Mimo tego wciąż wyczuwalny jest blackowy jad, który powraca wraz z podwójną stopą w trakcie przejścia między zwrotkami, a końcowym refrenem. Ten mocno przebojowy numer jest właściwie chwilą oddechu przed prawdziwą falą uderzeniową, która ma nadejść wraz z kolejnym utworem.
Jeżeli dotychczasowe tempo było dla was za wolne z pewnością zmieni to następna pozycja zatytułowana „Rabies”. Ten niespełna dwuminutowy utwór przechodzi w totalne ekstremum muzyczne, atakując słuchacza perkusyjnymi blastami, ocierając się o stylistykę bliższą grindcorowi. Tytułowa „wścieklizna” wprost wylewa się wraz z kolejnymi wykrzyczanymi wersami i uderzeniami bębnów. W połączeniu z brutalnym tekstem opowiadającym o pożeraniu niewinnych ofiar, poprzedni „Return of Satan” zdaje się być jedynie sympatyczną piosenką o wesołych okultystach.
Dla równowagi, odrobinę klasycznego blacku prezentuje „Obscure Monastery” z mrocznym motywem melodycznym i równie tajemniczym tekstem. Opis biskupa z mackami oraz tłumu wiernych wątpliwego pochodzenia, od razu skojarzył mi się z opowiadaniem H.P. Lovecrafta zatytułowanym „Święto” (ang. „The Festival”). Nie jestem pewien czy było to zamierzone nawiązanie, ale przyznam że historia ta kapitalnie komponuje się z horrorowym klimatem tego krążka. Diabelskie rytuały oraz nieznane moce to typowe tematy w muzyce metalowej, ale chyba nic lepiej nie oddaje pełni grozy, niż twórczość “Samotnika z Providence”.
Kolejną czarną perłą na albumie jest numer zatytułowany „Idzie Diabeł”. Bardzo prosty utwór z jeszcze prostszym tekstem, choć tym razem w języku polskim. Agresywna i prymitywna forma kompozycji niesie ze sobą nieposkromioną dzikość, przy której nogi wręcz same rwą się do tańca (jeżeli pogo można uznać za taniec). Nie ma tutaj miejsca na melodyczne linie gitar czy też rozbudowane przejścia. Po prostu: czysty żywioł i energia. Mimo dosyć ograniczonej warstwy lirycznej przyznam, że ojczysta mowa to coś czego zawsze brakowało mi w Owls Woods Graves, dlatego z miejsca utwór ten stał się jednym z moich ulubionych. Mała rzecz, a cieszy ucho.
Lekki powrót do black metalu zapewnia następny kawałek „Bats in the Belfry” ze świetnym gitarowym tremolo oraz podwójną stopą na wejściu. Na szczególną uwagę zasługują kapitalne linie klekoczącego basu prowadzące utwór, za które odpowiada M. Całość dodatkowo podkreślona prostym i skandowanym refrenem, budzi mocne skojarzenia z black’n’rollowymi projektami pokroju Kvelertak. Końcówka płynnie przechodzi do wcześniejszej punkowej natury projektu, tworząc kapitalny pomost dla następnej pozycji na płycie.
„Antichristian Hooligan” to istna wisienka na tym obskurnym, czarcim torcie. Zmienne tempa na zwrotkach przechodzące z jadowitych, blackmetalowych linii do streetpunkowego refrenu są wręcz fenomenalne. Melodyczne chóry oraz gitarowe outro mocno kojarzy się z angielskimi ulicznikami pokroju The Business czy Cockney Rejects. Jestem pewien, że odśpiewany wielogłosem refren „Antichristian Hooligan” nadałby się idealnie jako barowa przyśpiewka, przy kuflu zimnego Guinessa. Z pewnością będzie to najgłośniej śpiewany tekst podczas nadchodzącej trasy koncertowej grupy, planowanej na drugą połowę 2023 roku.
Po raz kolejny przeskakując na ciemniejszą stronę muzyki alternatywnej, przyszła pora na „At the Crossroads”, któremu znacznie bliżej do pobocznego projektu Michała Stępnia, wydanego pod logiem blackowego Over The Voids. Melodyczne tremolo wprowadza odrobinę północnego chłodu, który właściwie nie ustępuje do samego końca płyty. Klimat staje się znacznie poważniejszy i cięższy, jednocześnie przechodząc do nietypowego finału.
Pozycją kończącą album jest „Zobaczysz” – bardzo depresyjny i trudny w odbiorze utwór, który całkowicie odstaje od reszty. Po raz kolejny pojawia się tekst w języku polskim, choć trudno o wyłapanie poszczególnych słów w krzykliwych zwrotkach. Chaotyczne wokale przywodzą na myśl zawodzenie odtwarzane z taśmy puszczonej od tyłu, co w przypadku cięższych odmian metalu jest efektem często pożądanym. Wraz z przenikliwym riffem na gitarze, całość prezentuje się bardzo niepokojąco i tajemniczo. Przyznam, że nawet jak na ten projekt jest to twór ciężki i dosyć specyficzny. Mimo swojej nietypowej formy, “Zobaczysz” skutecznie dopełnia szaleńczą wizję, jaką od początku niesie ze sobą ten szatański krążek.
„Secret spies of the horned patrician” to bardzo udany powrót Owls Woods Graves, a także najlepsza płyta w obecnej dyskografii zespołu. Wszystko za co ceniłem OWG zostało odpowiednio podrasowane i uwypuklone z zachowaniem swojej pierwotnej punkowej formy oraz horrorowej estetyki. Zauważalne są urozmaicone kompozycje, które stały się o wiele odważniejsze, a miejscami nawet eksperymentalne. W porównaniu do poprzednich dwóch albumów, „Secret spies of the horned patrician” jest o wiele bardziej przebojowy, choć wciąż pozostaje wierny blackowej naturze tego projektu. Zdecydowanej poprawie uległo również brzmienie płyty, które stało się głębsze, mniej surowe i o wiele bogatsze, co słychać zwłaszcza w przypadku sekcji rytmicznej. Dodatkowym atutem są również linie wokalne, które zostały odpowiednio wsparte melodycznymi chórami na refrenach. Już od pierwszego odsłuchu byłem przekonany o tym, że ten album powstał zgodnie z konkretną wizją, której efektem jest świetnie skomponowany i zrealizowany materiał. Ta obskurna hybryda black metalu i punka niesie ze sobą masę energii i mocy, która z pewnością zadowoli każdego miłośnika ciężkich brzmień i szybkich temp. Bardzo cieszę się z takiego powrotu Owls Woods Graves i mam nadzieję, że nie trzeba będzie długo czekać na kolejne nadejście upiornych “Sów”.