Gdyby pojęcie „trash rock” funkcjonowało w terminologii muzycznej, Mindless byłoby idealną jego definicją. Gatunek tego „śmieciowego” rocka łączyłby w sobie elementy punka, grunge’u i hard rocka, przybierając postać debiutanckiego albumu Mindless „Nice Fucking Day”.
Wydane w 2020 roku EP jest dostępne w wersji elektronicznej, na platformach takich jak Bandcamp, YouTube i Spotify, a już wkrótce i w formie fizycznej.
Dobrze już znani świdnickiej scenie muzycznej Mindless, prezentują siedem nowych, niesłyszanych wcześniej utworów. Naprzemiennie wokalem operują Jan Sobel oraz Aleksander Koprowski, równocześnie szarpiąc struny gitar. Kacper Kwiatkowski swoimi pałeczkami czaruje perkusję, a Filip Surowiec wraz z nim współtworzy sekcję rytmiczną na swoim basie.
Utwory pozornie w podobnym stylu, uważnego słuchacza zaskoczą barwną różnorodnością. Już po pierwszych trzydziestu sekundach „Fazy” myślisz, że wiesz z czym masz do czynienia. Gdy tylko jednak zacznie się „Such a bore”, nastaje moment zwątpienia i od nowa próbujesz rozgryźć to, co płynie z twoich słuchawek. Słowa pozornie będące jedynie tłem do obrazu, jaki maluje nam muzyka, subtelnie przekazują nam wartości, a nawet historie, między innymi w kawałku „Szczur” poprzedzającym wydanie albumu na tydzień przed jego premierą.
„Nice Fucking Day” sprawia, że czujesz się, jakby ktoś uderzył cię w głowę gitarą, potem podarował butelkę ulubionego trunku i zabrał na nocną przejażdżkę po wielkim mieście, kiedy wszystko już pogrążone jest we śnie.
Kiedy do głośników napływa „Skate and Destroy” zamieniasz samochód na deskorolkę i jedziesz dalej tam, gdzie linia horyzontu pożera wszystko, co w zasięgu wzroku.
Ostatni utwór, „Bez reszty”, pięknie podsumowuje i zamyka fonograficzne dzieło chłopaków. Wokal, tekst, rytmika pozostawiają po sobie przyjemne uczucie spełnienia, jedyne co czyni finalny track jeszcze lepszym, to hipnotyzujące solówki.
Nie można nie wspomnieć o fantastycznej oprawie wizualnej albumu – okładce, zaprojektowanej przez Filipa. Głowa każdego z muzyków została zastąpiona starym telewizorem, z którego wydobywa się biały szum. Genialne, bo czym innym jesteśmy, jak nie białym szumem w świecie komercji i brudu?
Rok 2020 nie był dla artystów łatwym czasem, ani dla ich twórczości, dlatego tym bardziej my, odbiorcy, powinniśmy chylić czoła przed tymi, którym udało się coś w minionym roku osiągnąć. Dzięki ciężkiej pracy i zaparciu Mindless może się dziś szczycić swoim debiutem i zasłużoną atencją. Rozchwytywani przez polskie, undergroundowe rozgłośnie radiowe w Europie, już szykują dla nas więcej materiału, a my wspomagajmy niszowe zespoły jak Mindless, bo historia pisze się na naszych oczach… i uszach.
autor recenzji: Martyna Bujak
wykonawca i tytuł: Mindless – Nice fucking day
strona wykonawcy: facebook
odsłuch albumu: youtube