MEEK, OH WHY? – RĘKOPISY NIE PŁONĄ
autor recenzji: Szymon Kubatek
Rękopisy nie płoną, w przeciwieństwie do serc
Szczególnie serce Mikołaja Kubickiego – świetnego tekściarza, wokalisty, trębacza, producenta – człowieka renesansu – lidera zespołu „Meek, Oh Why?”, którego trzeci projekt miałem okazję przesłuchać. W epce z 2017 roku, poeta swoim bogatym słownictwem wprowadza nas w emocjonalne historie kilku bohaterów, wplatając tam ogrom siebie, tworząc własny świat: „W pociągu patrzą jak długopis pląsa w mojej dłoni. Każdy patrzy wnikliwie, jak detektyw kolejowy. Mógłbym napisać coś, by każdy wyszedł odmieniony. Ale tworzę tu swój świat i nie chce wpuszczać w swoje strony”. Mówiąc o bogatym słownictwie, nie żartuje, Mikołaj mocno wyróżnia się lirycznie na polskiej scenie hip-hopowej (myślę, że śmiało można go uplasować wraz z Łoną na topce, oboje doskonale operują słowem). Melancholie (choć w przypadku utworu numer jeden pod tytułem „To musiało się stać” atmosfera jest bardziej przyjazna, zarówno tekst jak i bit wprowadziły mnie w entuzjastyczny nastrój) z rękopisów ubiera w słowa, które wywołują dużo emocji, uruchamiają wyobraźnie, dzięki czemu nawet bez klipów byłem w stanie zwizualizować sobie opowiadane przez niego, kilkuminutowe wiersze, które łączyły się w 6 – częściową, piękną całość. Mimo tych doznań, które towarzyszyły mi podczas odsłuchu, czułem harmonie, klimat utworów wprowadzał mnie w spokojny stan, który lubię. Liczne powtórzenia w „Zabieraj wzrok, mało spałem” i „Niby księżniczka, niby buc” są wykorzystane w kreatywny sposób i nie nudzą, a niedopowiedzenia, które wyłaniają się z każdego z tekstów, intrygują i stanowią charakterystyczną cechę stylu artysty. Rozpoznawczy symbol wszystkich utworów, nad którymi wisi tajemnicza aura. Wrażliwy słuchacz, niosący ze sobą bagaż doświadczeń podobnych do tych z albumu, będzie bardziej wczuwał się w całość, utożsamiając się z księżniczką, albo bucem – pieśniarką, lub królem. Tak z autopsji, płakanie do „Miałaś malować obraz” to przyjemność. Napływ uczuć i stan, w którym skupiłem się w pełni na muzyce, powodował, że czułem każde słowo, każdy dźwięk. A dźwięki są naprawdę niesamowite. Technicznie EP wypada bardzo dobrze. Łączenie tradycyjnych instrumentów, takich jak trąbka, z elektroniką daje cudowne jazzowo – elektroniczne brzmienie, osobliwe właśnie dla Meeka. Różnorodne odgłosy, dudnienia, śpiewy oraz minimalistyczny podkład stanowiący wyjątkowe tło, taki kontrast jest świetnym zabiegiem, który urozmaica opowieść, wprowadzając nas w coraz bardziej stonowany nastrój, im głębiej ją poznajemy. Głos narratora jest przyjemny, a kiedy idzie w parze z wyjątkową liryką – magia. Nieśpieszne flow, choć momentami odrobinę nużące, tym bardziej kiedy jego układ jest następujący: „wers – przerwa – wers”, mimo wszystko dopełnia się z aurą piosenek. Na zdecydowaną piątkę jest też nawiązanie do „Księżniczki i buca” – utworu z pierwszej epki „Meek, Oh Why?” o takiej samej nazwie – w już wcześniej wspomnianym utworze „Niby księżniczka, niby buc”. Wygląda to jak rozwinięcie relacji tytułowych bohaterów, w dojrzalszej formie, z genialnym podkładem, który swoją drogą, pod koniec zmienia swoje oblicze i przyprawia o ciarki. Słowa stają się tłem, a bit wychodzi na przód. Koniecznie trzeba tego doświadczyć na własnej skórze. Podobnie jak całego „Miałaś malować obraz” z wzruszającą końcówką, w której dźwięki ulubionego instrumentu artysty dominują, tworząc niepowtarzalne zakończenie, a może początek? Brzmi tajemniczo, bowiem piosenki były wrzucane w kolejności, na którą na pewno nie wskazują numery do nich przypisane. Całość jest bardziej stonowana niż debiutancki album długogrający „Miło było poznać”, mniej kolorowa, ale równie wartościowa i warta przesłuchania. Nocne spacery „w tym mieście, w którym diabeł szepcze mi czule dobranoc” w wietrzne wieczory, ze słuchawkami na uszach, to dopełniające klimatu przeżycie, które polecam każdemu, a długie podróże pociągiem z „detektywem kolejowym” umilają czas spędzony w komunikacji. Tak samo jak twórczość „Meek, Oh Why?” umila życie, bo bez wątpienia jest to perełka wśród polskiej sceny hip-hopowej i nie tylko!
I oczywiście nie można zapomnieć o producenckim udziale przyjaciela Mikołaja, członka zespołu – Mateusza „Hulby” Hulbój – sympatycznego człowieka w znamiennej czapce i okularach!