KISU MIN – DRY SHAMPOO

autor recenzji: Adrian Holecki

Pocałunek dla sceny rockowej

Komu nie znudził się jeszcze przestarzały i chyba już nieco wyeksploatowany  wizerunek rockandrollowca-madafaki, który przebiera w panienkach, jest wulgarny wyglądem i zachowaniem, a w jego mniemaniu świat i muzyka w ogóle się nie zmieniają? Łódzka grupa Kisu Min to ludzie, jakich na polskiej scenie rockowej brakuje, a ich debiut „Dry Shampoo” rozpala światełko nadziei dla rodzimej muzyki gitarowej, zacietrzewionej w brzmieniu, które trzydzieści lat temu przyszło zza oceanu.

Punk-niepunk

Zespół wyrósł na korzeniach grup De’Formacja (z niej wywodzą się gitarzystka Ola Sobańska i perkusistka Agata Pyziak) oraz Revlovers (basista Michał Szafarz i wokalistka Basia Szafarz), która to miała okazję zaprezentować się na Open’erze czy na antenie radiowej Trójki. Kisu Min mówią o sobie, że są punkowcami, chociaż wcale nie marzą o występie na festiwalu w Jarocinie. Co więcej, ich muzyka w żaden sposób nie przypomina  ani Sex Pistols czy Bad Religion, ani nawet Bikini Kill (mimo że trzy czwarte zespołu to dziewczyny). Klasyfikujemy? No jeśli już koniecznie trzeba, to grupę Kisu Min należałoby wrzucić do szeroko pojętego indie rockowego worka. Punkowe są tu jednak absolutny sprzeciw wobec jakichkolwiek gatunkowych ram oraz aktywne zaangażowanie grupy w ruchy społeczne.

Od Beatlesów po Roxette

Czwórka młodych łodzian niby ma się za punkowców, ale, jak sami mówią, kochają Roxette (co słychać), nie wyobrażają sobie muzyki bez beatlesowskich melodii (co również słychać) i inspirują się brytyjską muzyką gitarową z lat 80. i 90. (co wybitnie słychać w gitarze wzorowanej wyraźnie na The Cure). Jednak najbardziej urzekającym elementem muzyki Kisu Min jest rozmarzony, dreampopowy wokal Basi Szafarz, przypominający cudowny album „Souvlaki” grupy Slowdive. Co ciekawe, najlepiej uwidoczniony jest w utworze „Leavers Dance”, którego alternatywny tytuł to „Punk Song” (nie bez powodu, bo to rzeczywiście najbardziej punkowy kawałek na płycie). Na płycie nie brakuje też wycieczek w stronę syntezatorów („Elevator Pitch”, „Revstar”), dzięki którym piosenki brzmią mniej surowo, ale jednocześnie momentami nasuwają skojarzenia z klimatami new wave.

„Dry Shampoo” to ciekawa zapowiedź tego, co dalej może się wydarzyć z grupą Kisu Min. Trudno przejść obok niej obojętnie, jednak wciąż brakuje tu nieco zaskakujących zwrotów czy zmian tempa. Choć melodyjne piosenki naprawdę potrafią zakorzenić się w głowie i po odsłuchu nawiedzać przez resztę dnia, to jednak pozostają nieco jednostajne (może z wyjątkiem zamykającego krążek „Baby(Little Wishes)”, gdzie w drugiej części utworu słychać rockowy saksofon).

Przez Szwecję na Wyspy

Muzyka Kisu Min może być jeszcze ciekawsza, jeśli zostanie okraszona większą ilością pracy producenckiej. Nad kolejnym krążkiem czuwa (i to bez pobierania żadnego honorarium) Ronald Bood, który wykreował brzmienie takich kapel jak Mando Diao, Shout Out Louds czy Grass-Show. Pytanie, czy przez to Kisu Min nie skręci za bardzo w stronę britpopu. Jednak sam fakt zainteresowania ze strony szwedzkiego producenta świadczy o tym, że w Kisu Min rzeczywiście drzemie potencjał.

Pocałunek zamiast glanów

Grupa aktywnie angażuje się w ruch LGBT+, występując na paradach równości oraz innych eventach popierających tolerancję wobec przedstawicieli mniejszości seksualnych. Jak mówią muzycy, tworzą grupę opartą na przyjaźni i miłości, wszak Kisu Min w języku esperanto oznacza „pocałuj mnie”. Duży nacisk kładą też na prawa i dobre traktowanie zwierząt. I może właśnie taki powinien być rockman czy też punkowiec w XXI wieku? Tolerancyjny i walczący nie tylko o to, by kurczowo trzymać się tronu życia, z którego i tak już dawno strącili go raperzy, ale o wolność i prawa tych, którzy w dzisiejszych czasach wciąż mają pod górkę.

POSŁUCHAJ ALBUMU: http://bit.ly/RecKisuMin