Kiedy się podróżuje po Dolnym Śląsku, to ważniejszy od daty bitwy pod Grunwaldem, czy potopu szwedzkiego wydaje się początek reformacji (1517), okres wojny trzydziestoletniej (1618-1648) i skutki pokoju westfalskiego (1648). Inaczej trudno jest czytać historię regionu zapisaną w kamieniu, architekturze i sztuce… 500 lat reformacji na Śląsku świętowaliśmy 3 lata temu.
Zastanawiając się nad krajobrazem kulturowym tego regionu, z pewnością niewielu pomyśli najpierw o armii rycerzy zaklętych w kamieniu, długim orszaku ich żon i przedwcześnie zmarłych dzieciach, czyli pozostawionych nam w spadku figuratywnych płytach nagrobnych doby reformacji. Można się na nie natknąć nawet na najbardziej głuchej prowincji, a w zasadzie przede wszystkim tam. Każdy natomiast od razu uplasuje w ścisłej czołówce wszędobylskie figury św. Jana Nepomucena, Immaculaty, barokowe kościoły, kalwarie i przydrożne kapliczki. Nic w tym dziwnego, gdyż widoczne są na wyciągnięcie ręki. Podróżując po dolnośląskiej prowincji, nawet nie trzeba wysiadać z auta, żeby zobaczyć podstawowe „narzędzia” walki Habsburgów z protestantyzmem.
Rycerzy w kunsztownych zbrojach, przedstawionych tak realistycznie, że wyglądających niczym ilustracje do jakiejś legendy, spotkamy najczęściej w obrębie kościółków gotyckich, adaptowanych po 1517 roku na luterańskie świątynie. Nie stworzono do nich jednak ani specjalnych map, ani drogowskazów. Nie chwalą się owym bogactwem w folderach turystycznych miejscowe gminy. Podróżnicy, pragnący ujrzeć te wyjątkowe przedstawienia, muszą uważnie ich wypatrywać. Należy dokładnie obejrzeć mury cmentarza, obejść świątynię dookoła, zajrzeć do jej wnętrza, czasami nawet do zakrystii. Miejscowe społeczności są bardzo podejrzliwe i najczęściej nieżyczliwe obcym z aparatem fotograficznym, w których upatrują potencjalnych złodziei. Filialne kościółki otwierane są zazwyczaj tylko w niedziele na jedną mszę, a następnie zamykane na cztery spusty. Żeby móc zrobić zdjęcia, należy porozumieć się z księdzem, który do takiego prowincjonalnego Domu Bożego dojeżdża z parafii większej. A jak nie zezwoli (i tak bywa), to trzeba zaryzykować i spróbować zrobić dokumentację „z biodra”, z ukrycia. Dla mniej zdeterminowanych, ale żądnych wrażeń estetycznych, pozostają zewnętrzne ekspozycje – najbardziej urokliwe i nieprzesłonięte późniejszymi pseudodekoracjami, tak bardzo upodobanymi sobie przez obecnych gospodarzy tych miejsc. Nie można pominąć żadnego zakamarka, bo w nim czasami kryje się największa tajemnica. […]
Pomniki wykute śląskim damom i rycerzom stały się demonstracją ich wiary, przynależności do elitarnego stanu, a także poczucia więzi z historią, tradycją; chęcią oddania czci przodkom. W ten sposób stanowy prestiż, wzmocniony adekwatnymi cytatami z Pisma Świętego, dawał pełne rozgrzeszenie tym jakże pompatycznym i niezwykle kosztownym portretom, będącym kunsztem sztuki rzeźbiarskiej. Z czasem stały się one znakomitym ambasadorem renesansowej sztuki doby reformacji na Śląsku. […]
Chociaż portrety są dedykowane umarłym, przedstawienia nie mają w sobie (oprócz daty zgonu) żadnych skojarzeń wanitatywnych. Postaci wyglądają tak, jakby zostały zaklęte w kamień przez złego czarnoksiężnika. Wystarczy, że klątwa zniknie, a zadzwonią zbroje rycerskie, suknie dam zaszeleszczą, usłyszymy radosny śmiech dzieci… Póki co, stoją przed nami – dumni i wyprostowani – z otwartymi oczami, a ich odświętny, paradny strój znakomicie koresponduje z pieczołowicie wyrzeźbioną heraldyką, zaświadczającą o błękitnej krwi płynącej w ich żyłach przynajmniej od kilku pokoleń. […]
Chyba nie ma sensu tworzyć specjalnej mapy dla chętnych, którzy chcieliby bezkarnie przyłożyć dłoń do chłodnych i chropowatych czterech wieków historii, przy których nie widnieje tabliczka „nie dotykać!”. Znajdują się one bowiem wszędzie. Autorka jednak taką mapę na potrzeby wystawy stworzyła. Wynika z niej, że protestancka renesansowa rzeźba figuratywna występuje (w wyjątkowej obfitości) zarówno pod Wrocławiem, jak i Legnicą, w okolicach Świdnicy, Głogowa, Jeleniej Góry, Bolesławca, Jawora. Wybrane z pietyzmem przykłady, przedstawione na wystawie i w katalogu, rozbudzą — być może — apetyt niestrudzonych poszukiwaczy dolnośląskich skarbów (cenniejszych niż złoto!) do własnych eksploracji i gromadzenia fotograficznych kolekcji.
(Fragmenty tekstu z publikacji przygotowanej przez autorkę, jako suplement do wystawy: Lila Dmochowska, Zaklęci w kamieniu. Damy i rycerze doby reformacji na Dolnym Śląsku, wyd. Świdnicki Ośrodek Kultury 2020).
O autorce
Lila Dmochowska, historyk sztuki, niezależny krytyk artystyczny, pisarka, fotograf, podróżniczka. Autorka bestselleru Leopold Zborowski. Główny bohater historii o Modiglianim i artystach paryskiej cyganerii (Universitas 2014) oraz Kwiat paproci. Opowieść o Barbarze Piaseckiej-Johnson (Universitas 2019), a także licznych artykułów i esejów z dziedziny historii sztuki. W swoich tekstach łączy dociekliwość naukową z pasję detektywistyczną. Jej fotografie powstają cyklami i zdradzają cechy metodycznego, wizualnego archiwum. Przedstawione publiczności mają głównie misję edukacyjną podaną w sposób atrakcyjny wizualnie, odzwierciedlają często pasje związane z historią sztuki i architektury Dolnego Śląska. W okresie luty—marzec 2019 zaprezentowała świdnickiej publiczności w Galerii Fotografii swoją wystawę Klamka zapadła. Obecnie przyszedł czas na renesansowe portrety nagrobne wykute w kamieniu śląskim damom i rycerzom (wyznającym religię protestancką), których ilość i jakość stanowi fenomen bez precedensu — na skalę europejską.
W związku z ograniczoną liczbą zwiedzających, którzy przebywać mogą jednocześnie w Galerii Fotografii, prosimy o punktualne przybycie — w wernisażu będzie mogło wziąć udział do 40 osób.