Można naćkać instrumentów muzycznych, scenografii, dymów i świateł, fajerwerkiem brzdęknąć, wąsy dokleić, kostiumy oszałamiające przytaszczyć, a mimo to widzów nie ogłuszyć. „Tak, że o” mami więc prostotą i skromnością. Mniej wydatków, więcej korzyści. A i kabaretowa tradycja w tej formie lepiej się uchowa. Kobieta koń… potrzebujemy do tego kobiety i konia. Ale po co tak zaraz szaleć? Niech to nic nie kosztuje! Do skeczu „Kobieta koń” wystarczy tylko kobieta. Tak, że o.

„Tak, że o” to jednocześnie spotkanie z klasyką – czyli źródłem kabaretu. Rozśmieszanie tradycyjnymi środkami wyrazu, a także standardowymi tematami: egzamin, baba u lekarza, mąż i żona, upierdliwa sąsiadka, policjant, zboczeniec w krzakach, wieśniak w panterce, opowiadanie kawału, anegdoty… Konferansjer, jego postawa i wyprowadzony ze starannością gest – to wyraźne ozdobniki, ale również oddanie hołdu tradycji estradowej. Jednocześnie poddanie jej delikatnej kpinie. Klasyka nie omija też reakcji publiczności, ani na nasze szczęście – bisów.

fot. Natalia Janik