Kortez – Bumerang
Blues spod kaptura
Nie taki diabeł zły, jak go malują – można by rzec na temat talent shows. Programy te pomogły zaistnieć kilku gwiazdkom, również kilkoro znaczących dla polskiej sceny artystów wypłynęło dzięki nim na szerokie wody. Weźmy choćby Brodkę, Zalefa, Dawida Podsiadło czy Tomka Makowieckiego. Dołączył do nich Kortez, który decydując się wziąć udział w pre-castingu do jednego z nich, znalazł się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie i spotkał odpowiednich ludzi.
Recenzję debiutu Koteza muszę zacząć z wysokiego C. „Bumerang” to emocjonalna bomba, płyta, która wzrusza od pierwszego dźwięku i nie przestaje po wybrzmieniu ostatniego. Na tak emocjonalny album czekałem długo. „Bumerang” nie jest ani żałosnym utyskiwaniem, ani przesłodzonym popowym płaczem. Intymne utwory emanują szczerością i przejęły mnie tak mocno, że choć znam płytę już niemal na pamięć, wciąż zdarza mi się maglować ją raz za razem. Historie na płycie opowiadane są tak subtelnie i nienachalnie, że potrafiłem utożsamić się z każdą z nich już podczas pierwszego odsłuchania.
Choć za powstanie tekstów odpowiada również kilka innych osób, m.in. Ten Typ Mes, Roman Szczepanek, Anna Michalska czy Agata Trafalska, Kortez wyraźnie wszczepił w nie cząstkę siebie. Przy pierwszym wrażeniu można sklasyfikować „Bumerang” jako album ekshibicjonistyczny, jednak po chwili zastanowienia łatwo dostrzec w Kortezie niezwykle introwertycznego, wewnętrznie skomplikowanego artystę. Świadczą o tym piosenki proste i dosadne, w których bluesman dosłownie opowiada pewną historię („Dla mamy”, „Od dawna już wiem”), przemieszane z bardziej abstrakcyjnymi, w których daje do myślenia, nakierowuje na pewien trop („Pocztówka z kosmosu”, „Z imbirem”).
Kortez urzeka głosem. Potrafi jak w „Zostao” zmysłowo zejść na niskie rejestry i wylewać nostalgię, lub wzbić się wyżej i podkręcić tempo, jak choćby w najżywszej i najbardziej skocznej na płycie piosence „Niby nic”, w której jego szarpnięcie uruchamia sekcję dętą wyprowadzającą utwór do końca tanecznym krokiem. Lekki niedosyt pozostawiły we mnie „Z imbirem” i „Uleciało”. Pierwszy z utworów mógłby być zaśpiewany bardziej rytmicznie, z kolei drugi jest nieco monotonny. Nie wpływa to jednak negatywnie na odbiór albumu. Aranżacje na płycie opierają się na akustycznej gitarze i fortepianowych melodiach. Subtelnie ubarwiane są dźwiękami syntezowanymi i nienachalnym basem. Nic nie jest przesadnie podkreślone. Motywy prowadzące, instrumentalne tło czy bit –wszystko uzupełnia się w doskonałych proporcjach, a warstwa instrumentalna nie jest ani przez chwilę przysłonięta wokalem. Doskonałą pracę wykonał więc Olek Świerkot z Jazzboy Records, który zmiksował album.
Pierwszym singlem promującym „Bumerang” było „Zostao” . Na Liście Przebojów Trójki utwór utrzymywał się przez trzydzieści pięć tygodni. Mój faworyt to jednak piosenka tytułowa. Nostalgię za dzieciństwem i jego wpływ na to przez jaki pryzmat później postrzegamy życie, skojarzyłem z tym, co Artur Rojek z zespołem Lenny Valentino zaproponowali na płycie „Uwaga! Jedzie tramwaj” przed piętnastoma laty. Wydaje mi się, że właśnie tyle czekaliśmy na kolejny tak szczery i emocjonalnyalbum. Jeśli Kortez dalej będzie nagrywał, może na następny poczekamy krócej.
Autor recenzji: Adrian Holecki